sobota, 30 listopada 2013

51. Równowaga - Paweł Leśniak






wydawnictwo: Zysk i Spółka 
data wydania: wrzesień 2012r. 
ilość stron: 328
okładka: miękka z zagięciami (i fajnym zdjęciem)
kategoria: fantastyka


- Nie boję się ciebie... boję się umierać...
- Skąd wiesz? Nie próbowałeś tego wcześniej...


Przyznam szczerze, iż nie pałałam się do posiadania, a nawet zapoznania z tą książką. Ale jak tylko nadarzyła się okazja, pomyślałam: czemu nie? Zawsze można przeczytać coś z fantastyki, polskiego autora i do tego debiut. Momentami wystrzegam się pozycji, biorąc pod uwagę te aspekty, ale postanowiłam zaryzykować. Jako iż moja mama dorwała się pierwsza do książki, sądziłam, że szybko ją przeczyta, ale ona o dziwo szybko ją rzuciła w kąt. Przynajmniej wtedy się dziwiłam. Co teraz mogłabym powiedzieć? Dobre pytanie... 

Z tyłu książki czytamy:
Desmond Pearce ma dwadzieścia sześć lat i jest dyrektorem w prowadzonej przez ojca firmie deweloperskiej w Miami. Wydaje mu się, że wreszcie odnalazł szczęście — właśnie się zaręczył z dziewczyną, którą kocha i jest bliski odniesienia sukcesu w lidze nielegalnych walk toczonych w nocnych klubach.
Niespodziewanie cały jego świat wali się w gruzy, a wszystkie marzenia obracają w pył. Zdradzony przez najbliższego przyjaciela, bez wsparcia ludzi, na których liczył, w chwili słabości popełnia błąd, który będzie go drogo kosztował. Desmond trafia do piekła i staje przed obliczem samego Lucyfera, władcy piekieł. Nie mając innego wyjścia, przyjmuje ofertę pracy jako egzekutor — demon zbierający dusze na ziemi. Nie zdaje sobie sprawy, że stał się ofiarą okrutnego planu, w którym nic nie jest takie, jakie mogło się wydawać.

Opis ciekawy, prawda? Przynajmniej ta druga część. Nie powiedziałabym, iż jest wielce intrygujący, ale ciekawy po prostu.
Desmond ma wszystko, czego pragnie człowiek. Piękna, kochająca dziewczyna, dobra praca, dom, kilka samochodów, kasę, najlepszego przyjaciela... życie ustawione, można by powiedzieć. Dlaczego więc akurat jemu przytrafia się nieszczęście? Przecież jest tyle innych osób! Nie musiało zdarzyć się to akurat jemu. A jednak, stało się. Nie ma odwrotu. Zostaje egzekutorem. A raczej egzekutorem-amatorem. Doprawdy, jego chyba nigdy bym się nie przestraszyła!

Zaczynając czytać ową powieść, zastanawiałam się, kto u diabła wymyślił imię Desmond. Z każdą stroną jednak zaczynałam przyzwyczajać się do tego imienia, pod koniec nawet mi się spodobało. Co nie zmienia faktu, iż nie wiem, dlaczego na początku zupełnie mi nie podpasowało. Może dlatego, że nie pasowało do pierwszych opisywanych historii? Tak, raczej tak.
Biorąc pod uwagę początek "Równowagi", bez zarzutu mogę powiedzieć, że zainteresował mnie na poziomie przeciętnym, jak zwykła opowieść o niczym. Nie, nie wyciągajcie pochopnych wniosków - to przecież tylko początek, od czegoś trzeba zacząć. I z jednej strony mogę powiedzieć, że autor dobrze zrobił, nie wprowadzając czytelnika od razu w fantastyczny świat. Mogliśmy zapoznać się z problemami zwykłego człowieka, który sądzi, że jego osoby problemy nie mogą dotyczyć. Bo przecież nikt by się nie domyślił, że bohaterowi, który ma cudowne życie, przydarzy się coś na jego niekorzyść!
Przenosimy się do piekła, w którym oczywiście jest strasznie. I co? Tak, bohater raptem chce żyć! Ale ten fakt pomińmy. Przyczepiłabym się do tego, że niektóre opisy są zbyt ogólnikowe i krótkie, przez co nie mogłam wczuć się dokładnie w opisywane miejsce. A może po prostu tak to zostało napisane? Może jedno i drugie, bo na pewno nie podobały mi się opisy. Lecz przyznam autorowi plusa za kreatywność - moście zbudowanym z ludzi jeszcze nie słyszałam. Reszta fabuły była jakby... za mało fantastyczna. Świat rzeczywisty połączony z niebem i piekłem - okej, mi pasuje, jednak... mimo tego plusa za kreatywność, autor mógł się jeszcze bardziej wykazać.
Fabuła? Trochę nudna. Nie działo się praktycznie nic interesującego, zapierającego dech w piersiach. Ot zwykła historyjka, którą można przeczytać byleby przeczytać. Nie zapada w pamięć. Ja po dwóch dniach przerwy nie pamiętałam, o czym było to, co zdążyłam przeczytać, musiałam sobie przypominać. Ponadto przewidywalność książki wręcz zwaliła mnie z nóg. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, ile książek przeczytał Leśniak i czy były one tak przewidywalne jak jego debiut. Praktycznie nic mnie nie zaskoczyło. Niestety.
Nie mogę również przejść obojętne obok błędów, niedociągnięć i powtarzania informacji. Po "Równowadze" widać, że jest debiutem, nie da się ukryć. Jestem pewna, że gdyby tekst przeleżał jeszcze jakiś czas, a nie został od razu wysłany do wydawnictwa, które niezbyt dobrze przeprowadziło korektę, byłby jeszcze lepszy, bo autor sam zauważyłby owe błędy. No chyba, że po napisaniu poleżał trochę odizolowany od świata, to już inna sprawa...

- Na Arenie każdy dba tylko o siebie. Silni przetrwają, a słabi zginą.

Wiedziałam, że nie będę zachwycona, ale nie sądziłam, iż aż tak się zawiodę. Dzisiaj daję tej pozycji 4/10.
Jestem w rozterce, ponieważ nie wiem, czy zapoznawać się z drugą częścią, która już stoi na półce...
Zastanawia mnie tylko jedna kwestia, ale nie mam pojęcia dlaczego... Dlaczego akurat siedem mostów i siedem pięter? No ale w wolę autora ingerować nie będę.

* * *


Na koniec macie zdjęcie autora. Przypominam również o fanpejdżu KLIK 

poniedziałek, 25 listopada 2013

50. Echo kluczy - Marta Maciaszek




wydawnictwo: Novae Res 
data wydania: 2013r. 
ilość stron: 244
okładka: twarda
kategoria: literatura współczesna 


"Następnym razem zamiast o kartkę i ołówek poproszę ich, żeby mnie zabili." 

Przyznam szczerze, iż podeszłam do tej pozycji nieco sceptycznie. Ale tylko odrobinę. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron stwierdziłam, że ta powieść nie jest dla mnie. Bałam się, że przez to będę musiała wystawić o niej niepochlebną opinię. Jednak nie przestawałam czytać, w końcu książki otrzymane do recenzji należy czytać w całości. I tak ślęczałam nad losami "głupiego Polaczka", zastanawiając się, co przyniosą kolejne strony. Czy powinnam już na samym początku rzucić tą książkę w kąt i zająć się inną?

Raczej nie.

"Ona – dziesięcioletnia Emilie – traci matkę w katastrofie lotniczej. On – Marceli Kłosiński – piętnastoletni Polak mieszkający z rodzicami w Londynie popełnia przypadkową zbrodnię i tym samym skazuje się na 10 lat więzienia. Czy jest możliwe, aby ludzie zostali ze sobą powiązani w sposób niezrozumiały i niewytłumaczalny?
Czy jesteś pewien , że w pełni decydujesz o tym, jak będzie wyglądać twoje życie? Czy nie masz wrażenia, że czasami kieruje nim jakaś nadprzyrodzona siła? Czy nie dzieją się w nim rzeczy, które wcześniej wydawały ci się niemożliwe?" 

Spotkanie dwojga zupełnie obcych ludzi, których od początku zaczyna łączyć dziwna więź. Mają wrażenie, jakby żyli w jednym świecie, obok siebie, a zarazem w innej galaktyce. Ich spotkania nie są normalnymi spotkaniami, a rozmowy normalnymi rozmowami. Czasami nawet nie wypowiadają słów, a po prostu czują swoją obecność. I wiedzą, że druga osoba w danym momencie jest przy nich, mimo że mogą się nie widzieć. Ale jednocześnie się widzą. I to wszystko łączy się w dziwną więź, od której nie mogą się uwolnić. I nie chcą. Potrzebują siebie nawzajem. Nawzajem trzymają się przy życiu.

Coś... cudownego.

Potrzebowałam lekkiej odskoczni od zwykłym kryminałów, w którym zawsze chodzi o to samo, mimo różnych zamysłów fabuły. Ta książka okazała się idealna, z czego prawie do samego końca nie zdawałam sobie sprawy. Na początku nawet nie ciekawiły mnie przygody Marcelego. Nie widziałam nic fascynującego w opisach, które przedstawiła nam autorka. Niezbyt interesowały mnie spotkania z uroczą dziewczyną, która pojawiała się znikąd. Wydawało mi się to nudne i mało realne. Lecz w pewnym momencie inaczej spojrzałam na to wszystko. I wiecie co się stało? Książka naprawdę mnie zainteresowała. Dotarło do mnie, iż nie wszystko musi być takie rzeczywiste. Tutaj pojawiła się mała odskocznia od "normalnego" świata. Zaczęłam przejmować się losami Marcelego, jego myślami... Polubiłam nawet Nicka i tak jak Marceli byłam na niego zła za to, co zrobił. Przez chwilę nie pomagały nawet myśli, iż postąpił słusznie - tak bardzo wcieliłam się w rolę Mercelego. Dawno nie utożsamiałam się z bohaterami powieści tak bardzo.

- Ty pieprzony egoisto - uśmiechnął się Nick. - Uwierz mi, że nikt nigdy w naszym życiu nie pojawia się bez przyczyny. Każda osoba, którą spotykamy, spełnia jakieś zadanie. Czasem trudno jest nam odkryć jakie, ale naprawdę tak jest. Pomyśl czasem o tym, a będzie ci łatwiej kogoś pożegnać. 
Spojrzałem na jego twarz i wyginając usta, powiedział: - Wiesz co, Nick? Ty jakiś dziwny jesteś. 

Fakt faktem książki nie czyta się aż tak szybko, ponieważ akcja płynie nieco mozolnie. W gruncie rzeczy nie dzieje się tu nic nadzwyczaj interesującego, lecz nawet tematyka tam poruszona może zaintrygować. Na swój sposób.
Miałam jednak wrażenie, iż w całej treści pojawiały się lekkie niedociągnięcia, aczkolwiek teraz nie zwróciłabym na nie uwagi. "Echo kluczy" mogę śmiało polecić. Nie jest to powieść wybitna, ale dobra. 7/10. Cieszę się, iż nie odłożyłam jej na półkę i dotarłam do końca.

Jest to kolejna pozycja, o której nie potrafię zbyt wiele powiedzieć. Wiem tyle, że wywarła na mnie spore wrażenie. Mieliście już z nią do czynienia?

* * *

Przypominam o fanpage'u! Klik

niedziela, 24 listopada 2013

Stosik biblioteczny

Wy też lubicie budzić się w niedziele z samego rana z potężnym bólem brzucha? Nie? Też tego nie znoszę. A jednak. Więc jako iż mam trochę czasu, bo o tej godzinie do nauki mi nie spieszno, pokażę wam mój biblioteczny stosik, który nabyłam wczoraj. Chciałam napisać recenzję filmu, ale chwilowo nie mam do tego głowy, może wieczorem.

Od góry:
1. Jeffery Deaver - Kolekcjoner kości
2. Ken Rijock - Bankier mafii
3. Eric-Emmanuel Schmitt - Opowieści o niewidzialnym
4. Alex Kava - Śmiertelne napięcie
5. Mariusz Czubaj - Kołysanka dla mordercy
6. Stephen Coonts - Zdrajca

Do tego jeszcze książka o Katyniu, której nie ma na fotografii. Doprawdy, od kiedy tak interesuje mnie historia?
Stosik może nie jest za wielki, ale i tak mam sporo pozycji, które czekają na swoją kolej. Niedługo możecie spodziewać się recenzji książki "Echo kluczy".

Ponadto przypominam o fanpejdżu bloga! Kliknij

środa, 20 listopada 2013

49. Arthur Conan Doyle - Przygody Sherlocka Holmesa





wydawnictwo: Zielona Sowa 
data wydania: 2004r. (wyd. I w 1892r.) 
tytuł oryginalny: The Case-book of Sherlock Holmes
ilość stron: 156
okładka: twarda


„Im bardziej pospolita i banalna jest zbrodnia, tym trudniej ją wykryć.


Wszyscy o nim słyszeliśmy. Obok tego nazwiska nie da się przejść obojętnie. Nawet jeśli nie zagłębialiście się w jego życie to i tak wiecie, kim był. O jego przyjacielu wiecie może mniej. W końcu to nie on jest tytułowym bohaterem. Sherlock Holmes. Co mówi wam to nazwisko? 

Czy kojarzycie sobie z nim detektywa-amatora o nieprzeciętnej sile dedukcji, dżentelmena o nienagannych manierach i mężczyznę, który w specyficzny dla siebie sposób pali fajkę? Jeśli nie, od tej pory będziecie. Jako ciekawostkę dodam, iż był uzależniony od tytoniu, kokainy i morfiny, co raczej nie przeszkadzało mu w rozwiązywaniu trudnych do rozwiązania zagadek. 

W "Przygodach Sherlocka Holmesa" zostały opisane różnorakie historie. Kilka opowiadań zawierało motywy zbrodni, zwykłego napadu czy wielkiego oszustwa, a nawet próbę zamachu na Holmesa! Wszystko to zostało opisane z perspektywy jego najlepszego przyjaciela i uzdolnionego doktora Johna Watsona, który brał udział w wielu bezcelowych, mogłoby się na początku wydawać, sprawach, aranżowanych przez Sherlocka. Holmes doskonale wiedział, iż Watson pisze opowiadania na podstawie ich historii, nie szczędził więc mu kolejnych pomysłów do pisania. 

Jak już wcześniej wspomniałam, każde opowiadanie na własną historię. I każda na swój sposób mi się podobała. Oczywiście nie mogłam bezinteresownie przejść obok nieprzeciętnego intelektu Holmesa, którego myślenie sprawia, że na twarzy pojawia się uśmiech. To nie tak, iż mając jak na tacy podane wszystkie dowody i być może podejrzanych od razu będziesz wiedział, kto za tym stoi. Możesz się domyślać, ale z tego i tak nici. Holmes cię przechytrzy. Tak samo, jak przechytrzył mnie. Niejednokrotnie na własną rękę próbowałam zgadnąć, wydedukować kim może być sprawca. Oczywiście na marne. Trzeba przyznać - Holmes jest lepszy ode mnie. Jego rozumowanie przewyższa nawet myślenie Watsona, którzy często nie nadąża za jego słowami lub czynami. Nic dziwnego, że akurat do tego detektywa przychodzą ludzie, pragnący rozwikłać jakąś zagadkę. Wiedzą, że jest dobry. Każdy to wie. 

 "Nie zapominaj o tym, że nie ma nic bardziej niezwykłego, niż zwykłe zdarzenia."

Błędem byłoby powiedzieć, że zbiór tych kilku opowiadań nie przypadł mi do gustu. Fakt, nie czyta się ich w ekspresowej szybkości - trzeba wolniej i dokładniej chłonąć każde zdanie, bo wszystkie są ważne. Tutaj nie fragmentów, które można ominąć. W całym tekście zawarte są istotne informacje, bez których dalsze czytanie nie ma większego sensu. Dlaczego? Po prostu nie rozumie się, o co chodzi w danym momencie. Sama przez przypadek opuściłam kilka zdań, do których musiałam później wrócić. 

Przygody Holmesa są już klasyką. Ilekroć tylko nastąpiła wzmianka o owym detektywie, chciałam zapoznać się z jego losami. Teraz, gdy w końcu nastąpił ten czas, zdecydowanie nie żałuję spędzonego przy niecałych 200 stronach chwil. Było warto. Lecz mimo wszystko moja ocena waha się - genialna czy jednak czegoś brakuje? Trudno mi powiedzieć, dlatego wstrzymam się od jednoznacznej oceny. Wiem jedno - zapoznam się z kolejnymi przygodami Holmesa i na pewno zawrę znajomość z filmową adaptacją tego dzieła. 




sobota, 16 listopada 2013

48. Charlotte Link - Wielbiciel








wydawnictwo: Sonia Draga 
tytuł oryginalny: Der Verehrer
data wydania: 9 maja 2013r. 
ilość stron: 424
okładka: miękka 
kategoria: thriller/kryminał 


Są książki, po których już na pierwszy rzut oka widać, że będą dobre. Są książki, które nie przyciągają uwagi zupełnie niczym, mimo że w środku mogą być wartościowe. Prawda jest taka, że każdy patrzy najpierw na okładkę i po kilku sekundach decyduje, czy chce się zagłębić w daną powieść czy też nie. Czasami odkłada ją na półkę, nie zaznajamiając się nawet z opisem. Czasami bierze ją w ciemno. W wielu przypadkach popełnia wielki błąd, o którym może nigdy się nie przekonać. 

Pierwszy raz spotykam się z twórczością Link, mimo że od dawna słyszałam już o tej autorce. Wiele osób ma o niej dobre zdanie, nie bez powodu jej książki są bestsellerami. Napisała łącznie 17 powieści, na podstawie kilku z nich zostały nakręcone seriale. Kogo nie kusi zaznajomić się z tak dobrym piórem, jak powiadają ludzie? 

W lesie niedaleko małej miejscowości w okolicach Augsburga znaleziono zmasakrowane zwłoki młodej kobiety. Policja i bliscy zamordowanej stoją przed prawdziwą zagadką, gdyż kobieta ta zaginęła bez śladu przed kilkoma laty. Dopiero telefon od jej znajomej z wakacji dostarcza pierwszych wskazówek dla śledztwa… Jednocześnie we Frankfurcie toczy się inna historia. Leonę, zadowoloną z życia redaktorką w wydawnictwie, ukochany mąż porzuca dla innej kobiety. To prawdziwy cios dla kobiety, która dopiero co była świadkiem samobójstwa.

Przyznam szczerze, iż opis zainteresował mnie średnio. Gdyby streszczenie obejmowało pierwsze dwa zdania, byłoby idealnie, bo w ciemno pragnęłabym dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi. Ja sięgnęłam po tą pozycję tylko dlatego, iż koleżanka bardzo się nią zachwycała. Sądziłam, że czeka mnie przygoda z naprawdę dobrym kryminałem, wielką intrygą, dreszczami przeszywającymi ciało... Całość jednak nie odzwierciedliła moich wyobrażeń. 

Mamy tutaj do czynienia z kilkoma historiami, które, rzecz jasna, mają ze sobą coś wspólnego. Nie wiemy co, ale zgłębiamy się w nie, próbując skupić się na wszystkich elementach. Wszystko może okazać się ważne, a my, czytelnicy, zawsze chcemy rozwikłać zagadkę na własną rękę. Jedna historia dotyczy Lisy, siostry zamordowanej dziewczyny, która przez lata nie pojawiła się w domu. Lisa mieszka z umierającym ojcem, którym musi się zajmować, nie ma pracy i wygląda na to, że nawet znajomych. Przejęła się zabójstwem siostry, mimo że Anna się od nich odwróciła. Za wszelką cenę chce się dowiedzieć, kto za tym stoi. 
Flaki z olejem - tak można ocenić krótkie "rozdziały" z perspektywy Lisy. Nie wydarzyło się w nich interesującego, co mocno zaskoczyłoby/zszokowało czytelnika. Dowiedziałam się wprawdzie kilku przydatnych informacji, potrzebnych do interpretacji dalszej fabuły, ale to nie to, czego bym oczekiwała. 

Perspektywa Leony była bardziej rozbudowana, ponieważ to ona odgrywa tu istotną rolę. Wszystko zaczyna się od tego, iż znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. A może tak miało być? Może los chciał, aby była świadkiem samobójstwa? Leona nie może zapomnieć widoku kobiety, która wyskoczyła z okna. Całymi dniami i nocami się tym zadręcza, idzie na jej pogrzeb, poznaje jej przyjaciółkę, brata, byłego męża... Wszystko ma jakieś znaczenie. Nawet zdradza męża. 
Lecz dlaczego nie mogło być to napisane w bardziej interesujący sposób? Nie powiem, iż pomysł jest genialny, jednakże nawet z czegoś jedynie dobrego można stworzyć coś świetnego. 

I mamy jeszcze kilka rozdziałów z perspektywy Wielbiciela, który z wielką dokładnością stara się opisać swoje uczucie do Leony, swoje życie i wszystko inne, by książka naprawdę mogła stworzyć pozory thrillera psychologicznego. Właśnie - pozory. Nie ma wątpliwości, jaki jest Wielbiciel. Jego słowa mówią same za siebie. Jego czyny mówią same za siebie. Swoją drogą jest bardzo przebiegły i zawzięty, lecz niestety nie zdobył mojego serca. Kolejne kartki opisywane z jego perspektywy odwróciły moją uwagę od wlekących się zdarzeń z życia Leony i wprowadziły większe zainteresowanie całą powieścią. 

Jednak nie tylko z perspektywy tych osób toczy się akcja. Wątki są przeplatane, lecz nawet to nie stwarza wielkiego napięcia. Wszystko ma główny związek z jedną osobą, od niej odchodzą jedynie cienkie gałęzie łączące resztę bohaterów. I w gruncie rzeczy tak właśnie powinno być w powieści, prawda? Jedna osoba, która zaważy nad całym życiem innych. Lecz dlaczego mnie to nie zainteresowało? 

Przez chwilę miałam wrażenie, iż czytam za dużo książek o podobnej tematyce - potem wszystkie wydają mi się podobne, a pomysły przereklamowane. Z jednej strony owszem, może tak być. Z drugiej jednak przecież są thrillery wręcz zwalające z nóg. Więc moja teoria niezbyt by się przyjęła. Ponadto mojej rodzicielce spodobała się owa pozycja, a ona czytuje książki dłużej ode mnie. Przede wszystkim fabuła nie jest przerażająco interesująca, a wręcz powiedziałabym nudna. Dlatego czytałam "Wielbiciela" stosunkowo długo. Sposób pisania również nie powala, jest przeciętny. Dialogi momentami są ciekawe, ale naprawdę, jestem zdania, iż mogłoby być jeszcze lepsze! Powiedziałabym nawet, iż autorka mogłaby wprowadzić więcej wątków. Więcej zagadek. Więcej tajemniczości. Bo to, co zostało wymyślone do tej pozycji, było słabe. 

Nie powiem, iż książka jest totalną klapą, bo nie jest. Ale fakt faktem nie zachwyca. Miałam nadzieję, na więcej opisów związanych z tym psychologicznym thrillerem, lecz skoro autorka tego nie przewidziała, pozostaje mi uszanować jej decyzję. Jak dla mnie 4/10

środa, 6 listopada 2013

47. Grzesznik - Tess Gerritsen








wydawnictwo: Albatros 
tytuł oryginalny: The Sinner
data wydania: 2004r.
ilość stron: 320
okładka: miękka


„Zmarli nie krzywdzą. Ból zadają żywi.”

Nazywali ją Królową Zmarłych. Była tego w pełni świadoma, mimo że  ludzie szeptali to za jej plecami. Nikt nie powiedział jej tego w oczy. Ona za to lubiła posyłać ludziom lodowate spojrzenie. Nawet tym martwym. Tym w szczególności lubiła się przyglądać. Taki był jej zawód. Doktor Maura Isles lubiła swoją pracę, która dla niektórych wydawała się przerażająca lub odrażająca. W końcu kogo ciągnie do siniejących ciał, widoku krwi i ludzkich wnętrzności? Maura Isles była do tego przyzwyczajona. Lubiła swój zawód.

Nie lubiła być zdana na pomoc innych. Zwykła radzić sobie sama, a ludzi, którzy chcieli obdarzyć ją pomocą, zwykle odtrącała. Nie zawsze. Ale nie chciała, aby ktoś wtrącał się w jej problemy. Lub uświadamiał jej, że rzeczywiście je ma. Starała się oddzielać pracę od życia osobistego. Nie mogła przecież łączyć jednego i drugiego. Bardziej jednak zależało jej na tym pierwszym - tropienie zabójców było, można powiedzieć, całym jej życiem. Taką właśnie kobietą była Jane Rizzoli, detektyw Jane Rizzoli. 

Pani patolog i pani detektyw. Z czym tym razem przyszło im się zmierzyć?

W pewnym klasztorze zostają napadnięte dwie zakonnice. Jedna ginie, druga zostanie przewieziona do szpitala w stanie śpiączki. Autopsja wykazuje, że zamordowana zakonnica była w ciąży. W innym budynku klasztoru zostaje napadnięta kobieta. W indyjskiej wiosce giną wszyscy mieszkańcy. Jaki związek ma jedna zbrodnia z drugą? Dobre pytanie. Kto za tym stoi? Jeszcze lepsze pytanie. Jaki był motyw? Tyle pytań, tyle mylnych tropów, tyle zagadek... Jednak kto sobie z tym poradzi, jak nie pani patolog i pani detektyw?

„W końcu o wiele bezpieczniej być tchórzem. I o wiele wygodniej.”

Niejednokrotnie miałam możliwość spotkania się z twórczością Tess Gerritsen. Jedną powieść przeczytałam, jedną zaczęłam, ale nie skończyłam. "Grzesznik" jest drugą z kolei powieścią Gerritsen, którą dokończyłam. Jako iż mama stwierdziła, że książka jest na poziomie średnim, to ja i tak oczekiwałam od niej czegoś więcej. Wiem, że autorka jest dobra. Nawet bardzo dobra. Sam Coben stwierdził, że w tym gatunku nie ma nikogo lepszego. Ja autorce nic wielkiego nie mam do zarzucenia. Pomysł na fabułę bardzo mi się podobał, szczególnie zaintrygowała mnie wzmianka o zakonnicy w ciąży. Kto nie chciałby się dowiedzieć, kim jest ojciec dziecka, a tym bardziej, gdzie podziewa się dziecko? Tak, tak, pani detektyw ma za zadanie również znalezienie noworodka, co nie jest wcale takie proste, ponieważ nikt nie wiedział o ciąży. Chyba że... W takich wypadkach zawsze podejrzany jest ksiądz. Zawsze. Ale podejrzanych jest wielu. Niektórzy nie mają nic wspólnego ze sprawą. My, czytelnicy, w pełni nie możemy przewidzieć, kto rzeczywiście brał w tym udział. Czasami się domyślamy, obstawiamy, a na końcu cieszymy, że udało nam się zgadnąć. Czasami podejrzewamy, ale nasze podejrzenia są mylne. A kto, jak nie autor, próbuje nas zwieźć? Specjalnie sprowadza nasze myślenie na złe tory, byśmy za kilka stron mogli przeżyć szok. Zabieg potrzebny, to oczywiste. Przecież musi się coś dziać. Bez tego książki byłyby nudne. Tess Gerritsen nie odbiega od tego, zwodzi nas, ile się da, i ma z tego wielką frajdę.
"Grzesznik" nie jest w całości pochłonięty zabójstwami. W książce pojawiają się również inne wątki. Jak można się domyśleć, chodzi o relacje damsko-męskie. Nie są to jednak ckliwe historyjki, a sprawy bardziej poważne. Poznajemy stosunek chłodnych w relacjach z innymi kobiet do mężczyzn, na których im zależy. Wydaje nam się, że jak zawsze będą żyć długo i szczęśliwie, ponieważ to musi skończyć się dobrze. Jednak nie. Nie zawsze wszystko kończy się. A może tu akurat się skończy?

Oczekiwałam od tej książki dużo. Trochę się zawiodłam; nie była taka wspaniała, jak bym chciała. Mimo wszystko mogę śmiało stwierdzić, że powieść jest dobra. Nie jest objętościowo gruba, lecz wciąga czytelnika od samego początku. Wciąga i intryguje. 7,5/10.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Stosik

Dosyć dawno nie pokazywałam Wam żadnych swoich stosików... Dzisiejszy za duży też nie jest, ale czasu również dużo nie posiadam na czytanie. Uroki szkoły.  Lecz zamiast kartkować zeszyty, siedzę sobie ze słuchawkami w uszach, pijąc jagodowo-malinową herbatę... Tylko mi nie chce się uczyć? Brr, nie ciągnie mnie jakoś do hybrydyzacji orbitali atomowych i ich wyglądu geometrycznego... Te wszystkie orbitale i wiązania jakoś mnie przerażają.
No ale teraz mowa o książkach, a nie jakiejś tam chemii. ;]


Od góry:
1) Ted Dekker - Mroczna kolekcja -> recenzja post niżej
2) Snajper - Howard E. Wasdin, Stephen Templin -> z biblioteki, aktualnie czytam
3) Tess Gerritsen - Grzesznik -> z biblioteki, przeczytana, recenzja niebawem
4) S. Meyer - Intruz -> z biblioteki, będzie czytana po raz drugi
5) Prowincje - Bogdan Białek -> z wydawnictwa
6) Cienie i ślady - Bogdan Białek -> jw.


Czytaliście coś z mojej niewielkiej kolekcji? A może coś chcielibyście przeczytać? I kolejne pytanie - co polecacie na jesienne wieczory?

I na koniec cytat, na który natknęłam się przypadkowo, i który od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy.

"Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi."