poniedziałek, 25 lutego 2013

Czas zbrodni (2011)





gatunek: thriller, akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
premiera: 4 stycznia 2011r.
reżyseria: Ernie Barbarash
scenariusz: John Turman 
ocena: 7/7



W tym filmie mamy do czynienia z dziennikarzem kryminalnym, Lewisem, którego gra Cuba Goording Jr. Specjalizacją mężczyzny są brutalne morderstwa, które uwielbia opisywać w swoich książkach. Jednak ta fascynacja wzięła górę nad wszystkim,  nawet nad rodziną. Żona wraz z synkiem go opuściła, a raczej to on ich, ponieważ to Lewis musiał się wyprowadzić. Czasami popija, ma drugą kobietę, która już nie chce czekać, aż rozwiedzie się z żoną. Pewnego dnia dochodzi między nimi do kłótni, a kiedy on wieczorem jedzie z butelką szampana ją przeprosić, Felicja leży na łóżku z widocznymi wnętrznościami. Przerażający widok, prawda? Może trochę. Ale wróćmy do Lewisa, która zauważa sprawcę i biegnie za nim. Biegnie do momentu ślepego zaułka, gdzie Keene (Neil McDobough) rzuca nim o śmietnik, na skutek czego mdleje. Po przebudzeniu rozgląda się dookoła i dziwnym trafem odnajduje dziennik oprawcy, przez który wiele rzeczy się wyjaśnia i wiele komplikuje. 

John Turman odwalił kawał dobrej roboty, pisząc scenariusz, na podstawie którego powstał ten film. Mogę sobie wyobrazić, ile czasu poświęcił, aby dopracować nawet najmniejszy szczegół, przez który cała fabuła ległaby w gruzach. Scenariusz nie jest łatwo napisać, a tym bardziej do takiego filmu, gdzie mamy do czynienia z naginaniem czasoprzestrzeni. 

Oglądałam tą produkcję dwa razy i dwa razy nie mogłam oderwać oczu od monitora. Można by powiedzieć, że film jak film - wątek kryminalny, morderstwa, "glina", który potencjalnie jest w to zamieszany, mylne tropy i tak dalej... Teoretycznie byłoby tak, gdyby zabrakło głównego wątku - podróży w czasie. 

- Naprawdę myślisz, że mógłbym być wynalazcą?
- Tak, tak myślę.
- Mógłbym zbudować statek kosmiczny, który podróżuje naprawdę szybko. Szybciej niż prędkość światła. Tak szybki, że jesteś na miejscu, zanim nawet zacząłeś podróż w przeszłości. 
- Maszyna czasu.
- Tak. Mógłbym wrócić do przeszłości i ułożyć wszystko. 

Kawałek rozmowy tych dwojga na zdjęciu. Uroczy chłopiec, nieprawdaż? Mi też się spodobał. I lubi zoo, w którym aktualnie przebywają. Ma również własne zoo. Jeśli zajrzycie do tego filmu, dowiecie się, jaką tajemnicę skrywa osierocony chłopiec, którego odsyłała każda rodzina zastępcza. 

Aktor grający Keene - muszę przyznać - jest naprawdę przerażający. I naprawdę umie grać. Bardzo podoba mi się ta postać, tak samo jak aktor, z którym spotkałam się już wcześniej w filmie 88 minut. Już wtedy zdążył zamrozić moją krew w żyłach swoim spojrzeniem. ;] A jeśli chodzi o głównego bohatera, bardzo dociekliwego mężczyznę i kochającego, ale nieumiejętnie sprawującego ojca - także przypadł mi do gustu. A do tego bohater ma ładne imię - Lewis. 
Na koniec powiem tylko, że jeśli jeszcze nie mieliście styczności z "Czasem zbrodni", koniecznie musicie go obejrzeć. Dzięki niemu dowiecie się, jak można naprawiać błędy. 

***
Na dziś to tyle, muszę uczyć się z biologii, i jako że bardzo mi się nie chce, to dodaję tą notkę. Słówek nie piszę, jakoś nie mam ochoty na to, ale mogę zaszczycić Was cytatem, może nie do końca powiązanym z postem.

"Nie śmierci się boimy, lecz myśli o śmierci." 

piątek, 22 lutego 2013

7. Marcowe fiołki - Philip Kerr




wydawnictwo: Red Horse 
data wydania: 2009r. 
ilość stron: 331
ocena: 5/7




W trzy lata po dojściu Hitlera do władzy, Niemcy przeżywają okres prosperity. Były oficer policji kryminalnej, a obecnie prywatny detektyw Bernhard Gunther też nie narzeka na brak zleceń – zwłaszcza od rodzin osób które zaginęły bez wieści. Pewnego letniego dnia, w szykującym się do Igrzysk Olimpijskich Berlinie, Gunther otrzyma zadanie które uwikła go w rozgrywki na samym szczycie nazistowskiej dyktatury. „Marcowe Fiołki” to powieść otwierająca serię czarnych kryminałów o Bernim Guntherze, ukazujących czytelnikowi niezwykły obraz III Rzeszy u narodzin jej potęgi i po jej upadku.


Sięgnęłam po tą powieść ze względu na okładkę, która jest przecudowna. Może nie ma w niej nic takiego fascynującego, ale mnie urzekła. Później zwróciłam uwagę na napis pod tytułem i od razu postanowiłam ją wypożyczyć. Tak zakończyło się moje wyjście do biblioteki. Oczywiście nie była to jedyna wypożyczona pozycja, ale o nich kiedy indziej. 

Bernhard Gunther jest detektywem, potocznie zwanym łapsem. Pewien dobrze ustawiony mężczyzna zleca mu odnalezienie diamentów, które zostały skradzione z mieszkania jego córki i zięcia, którzy zaś zginęli w pożarze. A przynajmniej tak się wszystkim wydaje, chociaż w głębi duszy mało kto wierzy, iż był to zwykły pożar. Jak się potem okazuje, ofiary zostały zastrzelone. Potem jednak okazuje się coś jeszcze dziwniejszego, o czym nawet ja, dziewczyna, która chciała zostać detektywem, nie pomyślała. 

Teoretycznie rzecz biorąc, pomysł na fabułę ciekawy. Ale tylko ciekawy, ponieważ nie było w nim nic fascynującego, mimo że książkę wprost pochłonęłam; nie mogłam oderwać się od niej ani na chwilę. Jednak czy wynikało to tylko z tego, aby mieć ją już za sobą, czy z samej chęci? Chyba wybieram ten pierwszy wariant. Powieść napisana jest naprawdę dobrze, co do tego nie mam zastrzeżeń. Autor nie pohamowuje się przed wulgaryzmami, których nie sadzi dookoła, a tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja. Dialogi też nie nudzą, co jest dużym plusem. Jednak ta fabuła... Czegoś brakuje w tym wszystkim. Na pewno większych przemyśleń głównego bohatera, co do tego nie mam wątpliwości. Jednak jest coś jeszcze, czego nie potrafię odnaleźć. Czuję po prostu niedosyt i tak już chyba zostanie. 

Jeśli chodzi o Bernharda - postać interesująca, aczkolwiek niedopracowana. Niektóre rzeczy robi za szybko, zbyt pochopnie, no i który facet po kilku dniach znajomości z kobietą chce wyznawać jej miłość? Ja rozumiem, że różni ludzie są, ale bez przesady. To mi się właśnie nie spodobało - mężczyzna prawie nie znał Inge, a tu coś takiego. Mały minus ma ode mnie Gunther. Sama postać Inge również jakoś nie przypadła mi do gusta, aczkolwiek zaciekawiło mnie to, co się z nią dalej stało... Oczywiście można się domyślać i zapewne wszyscy wiedzą, co jest najbardziej prawdopodobne. 

"(...) Teraz jednak każdy powinien pan skorzystać z okazji i przeczytać je, choćby tylko dlatego, że zostały zabronione." 


Umieszczenie akcji w realiach III Rzeszy to był bardzo dobry pomysł. Czytając tą książkę, mamy okazję dowiedzieć się, jak żyło się w tych czasach. Oczywiście autor urodził się 11 lat po skończeniu wojny i nie mógł być świadkiem tych wydarzeń, jednak wydaje mi się, że odzwierciedlenie ich w tej powieści jest naprawdę dobre, a my dzięki temu możemy się dowiedzieć więcej niż z podręczników historii, do których mało kto zagląda. 

Czytając "Marcowe fiołki" nie można być obojętnym na to, jak traktowano ludzi. A raczej można rzecz, że ich w ogóle nie traktowano. Wiele osób "zaginęło", a ich ciała odnajdywano po jakimś czasie w jakiejś rzece, często bez możliwości identyfikacji. Tak samo były z tymi, które leżały już w kostnicy - tożsamość nieznana, albo zatajona. Bo czemu robić sobie jakiś problem ze śmierci człowieka, jak można po prostu wpisać coś innego w jednym czy drugim dokumencie? Masowe mordy, wysiedlenia, strach, łapanki, okrutne tortury - kto o tym nie słyszał? Już nawet w lekturze gimnazjalnej "Kamienie na szaniec" była o tym mowa. Jednak mimo że znamy tą historię to i tak nie zdajemy sobie do końca sprawy z tego, co się wtedy działo. Przecież to było tyle lat temu, Hitler nie żyje, mamy spokój, po co rozpamiętywać? Ja również nie przywiązuję do tego aż tak dużej wagi - było, minęło. Jednakże nie zapominam, że coś takiego miało miejsce i czasami lubię poczytać o II wojnie światowej. Nie jestem wielce zbulwersowana, że coś takiego miało miejsce, ale jestem zadziwiona. Tak, to chyba dobre słowo. Ludzie wtedy praktycznie nie mieli życia; ukrywali się w więzieniach, aby nie popaść w gorsze tarapaty. I jaki to ma sens? Nie ma żadnego. 

- Gdzie ukryłbyś krople deszczu? - Zrobiłem głupią minę, a on wyjaśnił: - W jeziorku nad wodospadem. Tak mówi chińska filozofia. No co, znalazłbyś taką kroplę?" 

Jeśli chcecie poznać trochę tej historii, a jednocześnie przeczytać kryminał - ta książka jest odpowiednia. Nie twierdzę, że jest to kryminał pierwszej klasy, do takiego dużo mu brakuje, jednakże tragiczny też nie jest; przeczytać można. 

***
Jako że aktualnie choruję, to słówka są z tym związane:
Atchoum - apsik (j. francuski) 
mouchoir - chusteczka (j. francuski) 

środa, 20 lutego 2013

6. Pierwszy śnieg - Jo Nesbø





wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
data wydania: kwiecień 2010r.
ilość stron: 432
ocena: 7/7





O Nesbø usłyszałam dosyć niedawno, a właściwie natrafiłam na niego przez przypadek. Jak? Już nawet nie pamiętam, jednak chyba pierwszy raz przyciągnęło mnie do książki nazwisko autora. Chwilę później okładka, aż w końcu przeczytałam to zdanie: "Najlepsza książka roku 2007 w Norwegii." I co zrobiła Ellena? Od razu postanowiła się za nią zabrać. 

Listopad, w Oslo spada pierwszy śnieg. Pewna kobieta wraca do ciepłego domu i chwali męża za pięknie ulepionego bałwana. Niestety, małżonek nic o tym nie wie, więc razem z żoną podchodzą do okna. Co widzą? Bałwana, patrzącego prosto na nich. Mają się bać? Przecież jakieś dziecko mogło go ot tak ulepić. Oni jednak są przerażeni. 

Chwilę później ponownie spotykamy komisarza Hole'a, który również nie jest w zbyt dobrym humorze. Zapewne gdyby nie anonimowy list, którego autor podpisał się jako "Bałwan", wiódł by prawie, PRAWIE, spokojne życie. No i oprócz faktu, że w przeciągu najbliższych dni zostanie zamordowanych parę osób, rzecz jasna. 

Pierwsze zmierzenie z Nesbø jakże udane. Po przeczytaniu tej lektury zastanawiałam się, czy przebiła Cobena, jednak czytuję go od tak dawna, że nawet nie mogę stwierdzić, ale prawdopodobnie, gdybym już naprawdę musiała wybrać, ustawiłabym ich na równi. 

Nesbø ma wręcz idealny dla mnie styl pisania. Nie pisze zbędnych rzeczy, nie robi takiego "sztucznego tła", mimo że często prowadzi czytelnika na fałszywy trop. I to właśnie w nim lubię - kiedy już wiesz, że stanie się tak, jak sądzisz, następuje obrót o 180 stopni, czego nigdy w życiu byś się nie spodziewał. Spotkałam się z opiniami, że książka jest przewidywalna. Może i rzeczywiście taka jest. Jednak jeżeli ktoś próbuje z każdej strony prześwietlić wszystkich potencjalnych podejrzanych, rzecz jasna nie odkryje tego tak szybko. No chyba, że ma wrodzony talent, albo jest naprawdę dobry w rozwiązywaniu zagadek. Przyznam szczerze, że ja często dawałam się zmylić, co pod koniec czytania wywołało uśmiech na mojej twarzy, oraz myśl: jak ja mogłam to przeoczyć? ;]

„Rozsądnie jest bać się czegoś, czego się nie zna. Ten, kto się nie boi, długo nie pożyje.”

Nie jest to zwykły kryminał skupiający się jedynie na zbrodni. Tutaj pokazane są trudne wybory, uczucia, a przede wszystkim życie. Problemy ludzi. Oraz to, co można zrobić, aby się zemścić. Jednak nie na osobie, która jakąś krzywdę wyrządziła; ona już dawno zapłaciła za swoje czyny... 

Nie mogę pominąć faktu, że jestem pod wrażeniem sposobu zabójstw. Mogłabym się nad tym rozwodzić dłuższą chwilę, jednak po co zdradzać Wam wszystkie szczegóły? Miałabym wtedy wyrzuty sumienia, że napisałam za dużo. Tak czy inaczej, owszem, może to trochę obrzydzić czytelnika, jeśli jest o słabych nerwach, ale mnie to bawiło. Może nie dosłownie, co nie zmienia faktu, że byłam zafascynowana. 

Postaci... O Hole'u chyba nie muszę mówić, że jest moim ulubionych bohaterem literackim, znaczy tuż po Myronie Bolitar. Czytałam "Pierwszy śnieg" dosyć dawno, więc inne postacie pamiętam jak przez mgłę, jednak chyba nigdy nie zapomnę pewnego policjanta, który był strasznie dowcipny, a jego poczucie humoru denne. Przytoczę przykład: 
- Ta kura ma wyższą temperaturę od innych.
- Pewnie miała gorączkę. 
Nie wątpię, że w oryginale brzmi to nieco inaczej, jednak ja tak to zapamiętałam. 


Jo Nesbø napisał w sumie 9 części z Harry'm Hole, ja zaś przeczytałam dopiero 2 i tak zaczynając od końca. Jego powieści zostały przetłumaczone na: angielskiczeskiduńskifińskifrancuskilitewskiniderlandzkiniemieckipolskiportugalskirosyjski i szwedzki. Dosyć pokaźnie, prawda? 

Osobiście zachęcam Was do zapoznania się z tym autorem, nie sądzę, abyście się zawiedli! 

***
Ach te słówka... Nie wiem, czy ktoś w ogóle wraca na nie uwagę, jednak nic nie szkodzi mi ich napisać. Dzisiaj będą to: 
membership - członkostwo (j. angielski) - tylko dlatego, że ładnie brzmi
trunken (od trinken; czas przeszły) - wypić (pić) 

wtorek, 19 lutego 2013

5. Kilka godzin przed świtem - Dean Koontz





wydawnictwo: Albatros 
data wydania: 2010 r.
ilość stron: 399
moja ocena:






Są takie książki, od których nie można się oderwać. Są też takie, które od samego początku zaczynają nudzić i już wtedy wiadomo, że całość się nie spodoba. Drugi wariant idealnie pasuje do powieści Koontza. 

Magic Beach - miasteczko, gdzie Odd Thomas przyjeżdża, poszukując spokoju. Już sama nazwa brzmi magicznie, prawda? Mieszka u zsiwiałego Hutcha, który jak bardzo zapatrzony w siebie. Ma wyimaginowanego psa, który wabi się Boo. Ma również "szósty zmysł", dzięki któremu widzi zmarłych, nie mogących wymówić ani jednego słowa. Pewnego dnia ma jakiś dziwny sen, w którym widzi ni to ładną ni to brzydką dziewczynę. Już niedługo po tym używa swojego magnetyzmy psychicznego, aby odnaleźć dziewczynę i zapobiec nieszczęściu - w końcu widział ją we śnie, na pewno coś się stanie. 

A teraz, by zakończyć spoiler, zacznijmy od oceny... 

Początek - nudny. Owszem, lubię, jeśli dana sytuacja jest dobrze rozpisana, jednakże w tym wypadku autor znacznie przesadził. Przez kilka rozdziałów nie dzieje się nic, oprócz tego, że Odd chce się uratować i skutku idącego za tym. 

Dalej... [spoiler!] Poznał dziewczynę, coś się wydarzyło, a teraz on musi ją odnaleźć. Przychodzi do domu, w którym mieszka, ona na niego czeka, jedzą kolację, muszą uciekać, on ją zawodzi do znajomej, sam zostaje złapany, odkrywa spisek...[koniec spoilera] Bla bla bla. Według mnie, jest to tak naciągane, a do tego napisane beznadziejnym językiem, że aż się czytać nie da. To wszystko brzmi jak scenariusz tandetnej książki dla młodzieży o wampirach czy wilkołakach lub po prostu nadludzkich mocach, która i tak podbiłaby serca milionów. Kootnz chciał stworzyć odpowiedni klimat, ładne dialogi, szczegółowe opisy... Niestety, nic z tego mu się nie udało. Dialogi owszem, w niektórych miejscach są bardzo ciekawe, jednak stanowczo za mało ich w tej książce, aczkolwiek w sumie nie wiem, gdzie można by je umieścić. Jednak dedukując, zapewne tak miało być. Klimat - a raczej jego brak. Co z tego, że są różne szczegóły, jak zawierają tylko opis tego, co dzieje się dookoła, a brakuje odczuć głównego bohatera? Nie jest on bezuczuciowy, sam to przecież podkreślił, jednak tak właśnie opisał go Koontz. 

Jeśli chodzi o język, jakim powieść została napisana, to nie mam aż tak dużych zastrzeżeń. Fakt - zdarzały się zdania, które po prostu bawiły, jednak Koontz nie jest amatorem, potrafi pisać, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo owa powieść mu niestety nie wyszła. 

A, i jeszcze te zdolności parapsychiczne... Przyznam szczerze, że temat jest dość ciekawy. Gdyby autor skupił się wyłącznie na tym i nie wrzucił tutaj wątku "kryminalnego", wyszłoby naprawdę dobrze. Chociaż w sumie wątek kryminalny tu pasuje, ale nie do końca taki, jak opisał to Kootnz i jak to opisał. Czyli jednak brakuje mi argumentów na jego obronę... 

Jednak nie mogę być tak źle nastawiona do tego pana. Jego książki znalazły uznanie w ludzi na całym świecie, a ilość sprzedanych powieści wynosi ponad 320 milionów. Fascynująca liczba. 

Dzisiaj wstrzymuję się od oceny. Tak, nie ma co ukrywać, książka mi się nie podobała, jednak jeśli chodzi o samą pisownię, to nie mam wielkich zastrzeżeń, więc nie potrafię jednoznacznie ocenić. 

***
Ostatnio mój słownik jest jakiś ubogi, ale dzięki tej książce odkryłam jedno nowe słówko, a drugie odkryję zaraz. ;]
Oak - dąb (j. angielski)
Whispers - Szepty (j. angielski) - jest to również powieść Deana Koontza, która zapoczątkowała przełomowy rok 1980 w życiu autora. 


sobota, 16 lutego 2013

Tożsamość (Unknown)






gatunek: thriller, akcja
produkcja: Francja, Japonia, Kanada, Niemcy, USA, Wielka Brytania
premiera: 16 lutego 2011 r. - świat, 6 maja 2011r. - Polska
reżyseria: Jaume Collet- Serra
scenariusz: Oliver Butcher, Stephen Cornwell 
ocena: 7/7



Film od dłuższego czasu polecał mi tata; za każdym razem, kiedy pytałam go o jakiś thriller, on opowiadał mi o tym i mówił, że wręcz muszę go obejrzeć, bo jest naprawdę dobry. I wiecie co? Miał rację. 

Na początku, przyznam bez bicia, nie zaciekawił mnie. Doktor Martin Harris przyjeżdża z żoną do Berlina, z lotniska jadą do hotelu, gdzie okazuje się, że nie zabrali jednej, dosyć ważnej walizki. Dr. Harris czym prędzej wsiada do taksówki, którą prowadzi młoda, ładna dziewczyna. Wydawałoby się, że szczęśliwie dojadą, zabiorą walizkę i wrócą, jednak nieoczekiwanie dochodzi do wypadku. 

Doktor Harris budzi się w szpitalu po paru dniach. Pamięta wszystko, oprócz samego zdarzenia. Na własne życzenie wychodzi ze szpitala i jedzie do hotelu z myślą, że żona na pewno się o niego martwi - w końcu długo go nie było. Kiedy podchodzi do pięknej blondyny w czarnej sukience i zaczyna tłumaczyć, co się stało, ona ze zdziwieniem i przerażeniem mówi, że go nie zna, a następnie przedstawia swojego męża, Doktora Harrisa. 

Więc o co w tym wszystkim chodzi? Jeden człowiek, będący Harrisem, mającym wszystkie wspomnienia tego człowieka, zdjęcia z żoną, nagle zostaje bez tożsamości, ponieważ jakiś inny Harris zajął jego miejsce. Ale dlaczego? Jak to możliwe, że jest dwóch ludzi wiedzących dosłownie wszystko o swoim życiu, przyjaciołach... Jednak czyje jest to życie? 

I właśnie w tym momencie film zaczął mnie interesować. Jak na początku nie mogłam na nim usiedzieć, tak potem nie mogłam się oderwać aż do końca. I mimo że wiedziałam, jak się zakończy (tata oczywiście musiał mi opowiedzieć), to i tak jestem pod wrażeniem. Od zawsze lubiłam zawiłe akcje, kiedy dopiero no koniec okazuje się, co jest sednem w danym filmie czy nawet książce. Ponadto Liam Neeson już kiedy zagrał w "Uprowadzonej", zdobył moje uznanie.  Osobiście uważam, że jest naprawdę dobrym aktorem, który idealnie pasuje do tego filmu. A poza tym bardzo podoba mi się jego imię. ;) 



*** 
Jako, że dzisiaj jest sobota i lubię niemiecki, to...:
sobota - Samstag (j. niemiecki)
Wielka Sobota - der Karsamstag (j. niemiecki) 



czwartek, 14 lutego 2013

4. Upiory - Jo Nesbø




wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
data wydania: czerwiec 2012
ilość stron: 432
ocena: 7/7




Z Jo Nesbø spotkałam się dopiero drugi raz. Sięgając po "Pierwszy śnieg", byłam bardzo ciekawa, co mnie czeka. Okładka ciekawa, opis ciekawy, recenzje dobre... A ja? Zachwycona. Co czułam, po przeczytaniu "Upiorów"? Byłam (i wciąż jestem) po prostu pod wrażeniem. 

"Upiory" to pierwsza powieść, od której nie mogłam oderwać się ani na chwilę. Owszem, bywały książki, że czytałam je z zapartym tchem, jednak przy tej aż się dusiłam! Z każdą stroną moje serce biło mocniej, a w głowie kłębiło się mnóstwo pytań. I gdy myślałam, że już wszystko zostało wyjaśnione, pojawiały się nowe okoliczności, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że jednak się pomyliłam... 

Harry Hole... Kiedyś tam pracował w policji. Kiedyś tam mieszkał ze swoją partnerką i jej synem. Kiedyś tam wierzył, że może mieć szczęśliwe życie i kochającą rodzinę. Teraz należy do klubu AA i nie mając uprawnień, a jedynie kilku przyjaciół, wciąż rozwiązuje zagadki morderstw. A szczególnie tą jedną. 

Postać Hole'a zaintrygowała mnie. Potrafił radzić sobie w każdej sytuacji, znaleźć to, czego nikt inny nie widział, w dobrym momencie znaleźć się w odpowiednim miejscu, nawet, jeśli polegał wyłącznie na intuicji. I racjonalnym myśleniu. On nie bawił się w jakieś podchody. Starał się być prostolinijny, a jeśli nachodziła taka potrzeba, wziąć kogoś pod włos. 

Jednak jak każdy miał też wady. Jedną z nich było to, że zaufał nie temu, komu trzeba. Mimo że surowo za to zapłacił, wiele też zyskał. Ale to, co zyskał, niestety nie było mu wcale przydatne, a zaspokoiło jedynie ciekawość. Ponadto zdarzało mu się zatracić we wspomnieniach i uczucia, które starał się wyprzeć, powracały, co nie pozwalało mu normalnie funkcjonować. 

Nie był idealny. Nikt nie jest. Jednakże postać Harry'ego stała się moją ulubioną postacią, za co gratuluję Nesbø. 

O czym jest sama powieść? Morderstwo, granie na uczuciach, zagadki, mylne tropy, coś, czego wcale nie ma... Tak można określi "Upiory". Przynajmniej ja tak to określam. A, no i świat ludzi, którzy nie potrafią żyć bez narkotyków. Jo świetnie opisuje, do czego może posunąć się człowiek na głodzie oraz jak ważna jest dla niego nawet najmniejsza działka. Bo przecież ważniejsze jest uzależnienie, a nie własna siostra, prawda? Z takiego właśnie założenia wyszedł jeden z bohaterów. 

To nie jest zwykła powieść kryminalna jedynie z dreszczykiem emocji. Ona pozwala nam spojrzeć inaczej na świat i na to, jak mało potrzeba, aby skończyć na dnie. Dlatego sądzę, że jest godna polecenia każdemu. 

„Życie uczy niewielu rzeczy oprócz tej jednej. Nie ma drogi powrotu.”





***
Byłabym zapomniała o słówkach. 
china - porcelana (j. angielski)
der Satz - zadanie (j.niemiecki)


poniedziałek, 11 lutego 2013

3. Pisarz, który nienawidził kobiet. Niewiarygodna historia mordercy uwodziciela - John Leake





wydawnictwo: Znak
data wydania: 2012r.
ilość stron: 390
ocena: 7/7





Już sam tytuł powinien wzbudzić w nas zainteresowanie i dreszcz przeszywający całe ciało; w końcu jest to książka napisana na faktach. Wszystko w niej zawarte zdarzyło się naprawdę, cytowane słowa zostały rzeczywiście wypowiedziane, a kobiety zamordowane ze szczególnym okrucieństwem.

Wydawałoby się, że jest to zwykła opowieść o mordercy, grasującym w Austrii (ale i Los Angeles), który został skazany na dożywocie, wyszedł z więzienia po piętnastu latach, ponieważ ubiegał się o warunkowe zwolnienie, i znowu zabija. Schemat dobrze nam znany, prawda? Jednak tej historii do schematu trochę brakuje...

Książka zaczyna się od tego, iż jakiś człowiek znajduje zwłoki prostytutki. Niepozornie, dla niektórych może mało ciekawe i na pewno ktoś pomyślał, że dalsze rozdział będą równie słabe, jak pierwszy. Tak, był słaby, sama trochę się przy nim nudziłam, ponieważ zostały tam ujęte opisy osób, które były postaciami pobocznymi, aczkolwiek ważnymi. Jednak to był tylko wstęp i według mnie, chyba miał taki być. Zabieg celowy, aby czytelnik z każdą stroną nie mógł oderwać się od czytania. Następnie autor przypomina nam o zbrodniarzach, tj. Kuba Rozpruwacz czy „Wampir”, aż nagle poznajemy Jacka Unterwegera.

Kim on tak naprawdę był? Zrehabilitowanym mordercą osiemnastoletniej dziewczyny, który po wyjściu z więzienia zajął się swoją karierą pisarza i dziennikarza, czy może seryjnym mordercą, umiejącym dobrze tuszować dowody? Nie zdziwi was zapewne fakt, iż był dwiema opisywanymi osobami. Jego kariera zaczęła się już podczas odsiadki, gdzie napisał swoją autobiografię pt.”Czyściec", która zawładnęła sercami Austriaków, wzbudzając w nich litość. Po części dlatego też piętnaście lat i cztery miesiące po wydaniu wyroku o dożywociu został warunkowo zwolniony. Wstawiło się za nim wiele wpływowych osób, sądząc, że ten człowiek naprawdę się zmienił.

Jednak on zmienił się tylko o tyle, iż stał się bardziej przebiegły. Cała historia o nim zaczyna się od momentu, kiedy dzwoni na komisariat policji wiedeńskiej, przedstawiając się oczywiście jako dziennikarz, by dowiedzieć się czegoś o popełnionych zbrodniach, ponieważ zajmował się artykułami o prostytutkach. Policja jest mu przychylna, jednak ma się na baczności. Sprawdzają go, czy mógł być w to zamieszany, w końcu muszą wykluczyć każdą możliwość. Nie ma czego się spodziewać - niczego nie znajdują. To, co dzieje się potem, jest w jakimś stopniu zwykłym życiem mężczyzny po czterdziestce. Umawia się z dziewczynami (przeważnie były one bardzo młode), pisze książki, zbiera informacje o kobietach z ulicy czerwonych latarni, spotyka się z ludźmi w sprawie wystawiania jego sztuk... Ale co tam naprawdę robi, gdy wyjeżdża bez osoby towarzyszącej? 

Mało jest ludzi jak sprytnych, jak on. Umiał tak dobrze manipulować drugim człowiekiem, który już po chwili rozmowy mógł zrobić dla niego dosłownie wszystko. Najlepiej szło mu z kobietami, nie mogącymi oprzeć się jego urokowi osobistemu, niskiej posturze, a przede wszystkim młodzieńczemu wyglądowi. Dlatego udało mu się przekonać wszystkich, że jest niewinny, przecież nikt by nie pomyślał, że ten "mały chłopiec" mógłby kogoś skrzywdzić. Jednak dowody, które zostały znalezione dopiero po upływie dłuższego czasu, nie dały się przekonać o jego niewinności. Ostateczna rozprawa trwała trzydzieści jeden dni. Wyrok -  dożywocie. Ale Jack nie był typem człowieka, który chciał spędzić resztę życia w więzieniu, dlatego...

„W chwili kiedy sam roztaczasz strach i widzisz, jak ktoś inny drży z przerażenia, dostajesz szalonego uczucia triumfu, nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że zrobiłeś coś bestialskiego."

Osobiście jestem naprawdę pod wrażeniem osobowości Unterwegera. Aby przekonać tysiące ludzi o swojej racji, trzeba mieć talent. I to naprawdę duży. Książkę praktycznie pochłonęłam, nie byłam w stanie się od niej oderwać. Mimo że już w trzeciej części spodziewałam się zakończenia (wcześniej nic nie wiedziałam o Jacku), to i tak czytałam ją z zapartym tchem. Owszem, jakoś w połowie powieści coś mi nie pasowało, a raczej nie podobało się. Później stwierdziłam jednak, że jest to autentyczna historia, a nie wymyślane przez pisarzy kryminały - dlatego odbiega od schematu. 
Komu polecam? Wszystkim, którzy lubią takie klimaty. Ja jestem zachwycona, mam nadzieję, że i wy będziecie. 

"Morderca zawsze pozostanie mordercą." - Jack Unterweger 


***
Czas na kolejne słówka. ;]
der Lolli - lizak (j. niemiecki) 
der Kugelschreiber (Kuli) - długopis (j. niemiecki) 

piątek, 8 lutego 2013

2. "Dzieje Tristana i Izoldy"





wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 2005r. 
ilość stron: 103
ocena: 5/7



Zapewne każdy z nas słyszał o Tristanie i Izoldzie, nawet jeśli były to tylko niewyraźniej informacje. Mi już od dawna mówiono o owej lekturze, jednak dopiero teraz miałam jakąś chęć i motywację, aby ją przeczytać, ponieważ wcześniej nie była obowiązkowa, a do tego wydawało mi się, iż książka będzie napisała w stylu "Romea i Julii", która zaś nie przypadła mi do gusta.

Dokładny autor legendy jest nieznany, jednakże Joseph Bedier złożył ją w kompletną całość w roku 1900, a rok 2005 odnosi się tylko do wydania przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. 

Książka sama w sobie podobała mi się. Z początku, oczywiście, byłam do niej sceptycznie nastawiona, ponieważ jakoś nie przepadam za miłosnymi opowiastkami, jak i legendami. Jednak w niej coś mnie zaintrygowało, przez co nie mogłam się od niej oderwać... Jednak co to było? Okrutne traktowanie ludzi? Możliwe, to zawsze mnie interesowało. Wątek miłosny? Odrobinę na pewno; szczególnie urzekł mnie moment, w którym Tristan przysłał swej lubej prezent, aby na jej twarzy zawsze gościł uśmiech. Straszna śmierć? Odrobinę; w końcu każdy mógł się domyślić, jak to się zakończy, więc zaskoczenie się nie pojawiło... 

Jednak, jak to się stało, że Tristan poznał Izoldę Jasnowłosą? Zaczęło się od tego, że Izolda uleczyła Tristana, który został zraniony zatrutym mieczem w walce z Marhołem, wujem jasnowłosej niewiasty. Izolda nie wiedziała, że ratuje życie mordercy wuja, ale kiedy młodzieniec po raz drugi zjawia się z ranami po walce, ona już wie. Tristan miał za zadanie sprowadzić pannę, by ta wyszła za króla Marka, jego wuja. I owszem, do ślubu dochodzi, jednak przez małą pomyłkę na statku dochodzi do... zakochania. 
Nie sposób byłoby opisać wszystkiego, ponieważ wyszłoby mi streszczenie, a ci, którzy jeszcze nie sięgnęli do lektury, nie mieliby żadnej przyjemności z czytania. 

Czy polecam? Owszem. Myślę, że nawet jeśli komuś wydaje się to ckliwe, może poświęcić trochę czasu na przeczytanie tych stu stron, to przecież nie jest wiele. Nic na tym nie straci, a wręcz będzie o jedną książkę mądrzejszy. 

„Gniew niewieści to rzecz straszliwa i niechaj każdy go się strzeże! Kędy kobieta najwięcej kochała, tam też mścić się będzie najokrutniej. Miłość kobiet przychodzi szybko i szybko też przychodzi ich nienawiść; a nieprzyjaźń, skoro raz przyjdzie, dłużej trwa aniżeli przyjaźń. Umieją powściągać miłość, ale nie nienawiść.”

***
Słówka na dziś:
même - nawet,  zaś quand même - mimo wszystko (j. francuski)
bobo - kuku, drobna rana (j. francuski)


środa, 6 lutego 2013

1. "Jak zapamiętać" Stefan Garczyński





wydawnictwo: Nasza Księgarnia
data wydania: 1981r.
ilość stron: 106
ocena: 7/7





Po książkę sięgnęłam ze względu na mój ostatni problem z pamięcią. Kiedy dowiem się czegoś nowego, owa informacja od razu ucieka mi z głowy i za nic nie mogę już jej potem odnaleźć. Teraz już wiem, czym było to spowodowane, a pan Garczyński dał mi do zrozumienia, jak koordynować swoją pamięcią.

- Co zrobić, aby pracując w pokoju nie zapomnieć o gotującym się w kuchni rosole?
- Postaw na środku pokoju np. krzesło; w ten sposób za każdym razem, gdy oderwiesz wzrok od książki, przypomnisz sobie o rosole.

Chyba każdy z nas tak czasem ma, że robiąc jedną rzecz, w pewnym momencie ją przerywa, zajmuje się drugą i w konsekwencji zapomina o pierwszej, prawda? W powyższym dialogu krzesło jest tylko przykładem czegoś, co można nazwać naszą „przypominajką”. Jest to bodajże najłatwiejszy sposób na przypomnienie – postawienie/położenie jakiegoś przedmiotu na widoku, który nie da o sobie zapomnieć.

- Miałem przynieść koledze cyrkle. Jeszcze wczoraj kładąc się spać pamiętałem o nich, a dziś rano zapomniałem. Czy to moja wina?
- Tak, twoja. Wczoraj, gdy pamiętałeś, mogłeś je zapakować i schować do teczki...

Kto w tym krótkim dialogu odnalazł siebie? Zapewne każdy. Albo prawie każdy. Zwykle w momencie, kiedy pamiętamy, że np. mieliśmy schować te cyrkle, jesteśmy zbyt leniwi, aby wstać i spakować, a następnego ranka nasz umysł zajmuje się wieloma innymi rzeczami, zapominając o najważniejszej.
Tymi przykładami chciałam pokazać, że książka nie jest typowo psychologiczna, jak mogłoby się wydawać. Jest absolutnie dla każdego, ma łatwy przekaz i styl pisania, opiera się po prostu na codziennym życiu. Fakt faktem została napisana dosyć dawno temu, jednak co się zmieniło od tego czasu? Na pewno nie pamięć ludzka. Dlatego polecam ją jak najbardziej, szczególnie dla tych, którzy chcą się efektywnie uczyć bez większego wysiłku. „Jak zapomnieć” pozwala odkryć nam, ile błędów popełniamy w „zakuwaniu”, oraz skutecznie to naprawić. Dzięki panu Garczyńskiemu możesz zacząć zdobywać dobre stopnie i przestać nudzić się przy nauce. Może wydaje Ci się, czytelniku, że piszę głupoty o tej nauce, jednak zajrzyj do książki, a się przekonasz.

* * * 

Jako że bardzo interesują mnie różne języki, postanowiłam, że do każdej recenzji będę dodawała jeszcze dwa słówka w jakimś obcym języku. Może dzięki temu i Wy się czegoś nauczycie? : )
die Klamotten – ubrania (j. Niemiecki)
un arbre – drzewo (j. Francuski)


poniedziałek, 4 lutego 2013

Początek.

No tak... Znowu. Znowu to zrobiłam. Znowu założyłam bloga. Czemu? Chyba musiałam odreagować. 
Nie będę się rozwodziła nad niczym, powiem tylko, że mam stworzyć tu klimat książek i filmów - a mianowicie pisać ich recenzje. 
Na dziś tyle. Au revoir.