wtorek, 19 lutego 2013

5. Kilka godzin przed świtem - Dean Koontz





wydawnictwo: Albatros 
data wydania: 2010 r.
ilość stron: 399
moja ocena:






Są takie książki, od których nie można się oderwać. Są też takie, które od samego początku zaczynają nudzić i już wtedy wiadomo, że całość się nie spodoba. Drugi wariant idealnie pasuje do powieści Koontza. 

Magic Beach - miasteczko, gdzie Odd Thomas przyjeżdża, poszukując spokoju. Już sama nazwa brzmi magicznie, prawda? Mieszka u zsiwiałego Hutcha, który jak bardzo zapatrzony w siebie. Ma wyimaginowanego psa, który wabi się Boo. Ma również "szósty zmysł", dzięki któremu widzi zmarłych, nie mogących wymówić ani jednego słowa. Pewnego dnia ma jakiś dziwny sen, w którym widzi ni to ładną ni to brzydką dziewczynę. Już niedługo po tym używa swojego magnetyzmy psychicznego, aby odnaleźć dziewczynę i zapobiec nieszczęściu - w końcu widział ją we śnie, na pewno coś się stanie. 

A teraz, by zakończyć spoiler, zacznijmy od oceny... 

Początek - nudny. Owszem, lubię, jeśli dana sytuacja jest dobrze rozpisana, jednakże w tym wypadku autor znacznie przesadził. Przez kilka rozdziałów nie dzieje się nic, oprócz tego, że Odd chce się uratować i skutku idącego za tym. 

Dalej... [spoiler!] Poznał dziewczynę, coś się wydarzyło, a teraz on musi ją odnaleźć. Przychodzi do domu, w którym mieszka, ona na niego czeka, jedzą kolację, muszą uciekać, on ją zawodzi do znajomej, sam zostaje złapany, odkrywa spisek...[koniec spoilera] Bla bla bla. Według mnie, jest to tak naciągane, a do tego napisane beznadziejnym językiem, że aż się czytać nie da. To wszystko brzmi jak scenariusz tandetnej książki dla młodzieży o wampirach czy wilkołakach lub po prostu nadludzkich mocach, która i tak podbiłaby serca milionów. Kootnz chciał stworzyć odpowiedni klimat, ładne dialogi, szczegółowe opisy... Niestety, nic z tego mu się nie udało. Dialogi owszem, w niektórych miejscach są bardzo ciekawe, jednak stanowczo za mało ich w tej książce, aczkolwiek w sumie nie wiem, gdzie można by je umieścić. Jednak dedukując, zapewne tak miało być. Klimat - a raczej jego brak. Co z tego, że są różne szczegóły, jak zawierają tylko opis tego, co dzieje się dookoła, a brakuje odczuć głównego bohatera? Nie jest on bezuczuciowy, sam to przecież podkreślił, jednak tak właśnie opisał go Koontz. 

Jeśli chodzi o język, jakim powieść została napisana, to nie mam aż tak dużych zastrzeżeń. Fakt - zdarzały się zdania, które po prostu bawiły, jednak Koontz nie jest amatorem, potrafi pisać, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo owa powieść mu niestety nie wyszła. 

A, i jeszcze te zdolności parapsychiczne... Przyznam szczerze, że temat jest dość ciekawy. Gdyby autor skupił się wyłącznie na tym i nie wrzucił tutaj wątku "kryminalnego", wyszłoby naprawdę dobrze. Chociaż w sumie wątek kryminalny tu pasuje, ale nie do końca taki, jak opisał to Kootnz i jak to opisał. Czyli jednak brakuje mi argumentów na jego obronę... 

Jednak nie mogę być tak źle nastawiona do tego pana. Jego książki znalazły uznanie w ludzi na całym świecie, a ilość sprzedanych powieści wynosi ponad 320 milionów. Fascynująca liczba. 

Dzisiaj wstrzymuję się od oceny. Tak, nie ma co ukrywać, książka mi się nie podobała, jednak jeśli chodzi o samą pisownię, to nie mam wielkich zastrzeżeń, więc nie potrafię jednoznacznie ocenić. 

***
Ostatnio mój słownik jest jakiś ubogi, ale dzięki tej książce odkryłam jedno nowe słówko, a drugie odkryję zaraz. ;]
Oak - dąb (j. angielski)
Whispers - Szepty (j. angielski) - jest to również powieść Deana Koontza, która zapoczątkowała przełomowy rok 1980 w życiu autora. 


3 komentarze:

  1. Jakoś tym razem podziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytałam nic tego autora, jednak to chyba nie mój typ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Najmniej podobały mi się od Koontza książki "Mąż" i "Ściana strachu", ta druga zdecydowanie gorsza...Za nic nie potrafię zaprzyjaźnić się z jego twórczością i mam go dość na dłuższy czas.

    OdpowiedzUsuń