czwartek, 13 czerwca 2013

27. Déjà vu - Jolanta Kosowska






wydawnictwo: Novae Res 
data wydania: 8 czerwca 2013r.
ilość stron: 304
okładka: miękka ze skrzydełkami


Nie od dziś wiadomo, iż raczej nie zaczytuję się w takiego typu książkach. Wydaje mi się, że już dostatecznie zdążyliście poznać mój gust. Kiedy jednak dostałam propozycje egzemplarzy do recenzji, ta pozycja od razu zwróciła moją uwagę. Już sam tytuł niezmiernie intryguje. Kto po spojrzeniu na okładkę nie zastanawiał się, co on może oznaczać, co kryje się za tą maską tajemniczości? A jeśli już o maskach mowa... Piękna okładka, nieprawdaż? 
Nie byłam do tej pozycji sceptycznie nastawiona, jednak zdawałam sobie sprawę, iż poniekąd będę miała trudności z czytaniem ze względu na czcionkę. Jednak jakie znaczenie odgrywa czcionka przy wciągającej fabule? Chyba żadne. 

"Wiesz, od tych, którzy odchodzą, też można się wiele nauczyć."


To ja, Rafał. Przynajmniej tak mi się wydaje. Odkąd tylko wróciłem do Polski, męczą mnie dziwne myśli i dziwne uczucia. Wróciwszy z Niemiec, wynająłem piętro w domu, którego właściciela nawet nie poznałem. Potem okazało się, że mieszkali w nim znajomi Konrada. Nie chciał mi powiedzieć, co się z nimi stało, zawsze ucinał temat. Ale ja powoli to odkrywałem. Często nawet nieświadomie...
Zacząłem wykładać etykę na uniwersytecie. Moja grupa była fajna, jednak oni na początku nie mogli tego powiedzieć o mnie. Mówili w kółko o Marco, który odszedł jakiś czas temu. Lubili go, nawet bardzo. Nie chciałem go zastąpić, jednak po czasie stwierdzili, że stałem się do niego podobny. Zastanawiałem się dlaczego, przecież w ogóle go nie znałem. Ale z drugiej strony miałem wrażenie, jakbym znał całe jego życie... jakbym dokładnie znał Anię...

Książka nie jest pisana z jednej perspektywy, Głównym bohaterem jest Rafał, jednak na początku przeplata się punkt widzenia jego uczniów z jego oraz Konrada, jak i są fragmenty pamiętnika Ani. Muszę przyznać, iż nieco nie podobało mi się takie przeplatanie - często nie było wyraźnie pokazane, gdzie kończy się opowieść jednej osoby, a zaczyna drugiej, przez co gubiłam wątki. Owszem, czcionka w owych miejscach różniła się, ale czasami tego brakowało, coś się mieszało. Jednak fragmenty z pamiętnika Ani były wątkiem jak najbardziej odpowiednim i bardzo mi się podobało takie wtrącenie z innego punktu widzenia. Ponadto muszę przyczepić się do czcionki, o której wspominałam na początku - kiepsko się czyta. Lecz to chyba nie powód, aby przerywać czytanie, prawda? 

O Wenecji nie wiedziałam praktycznie nic, jednak od zawsze kojarzyła mi się w miłością, jak zresztą całe Włochy. W powieści Jolanty Kosowskiej aż roi się od tego uczucia, to ono gra tu znaczącą rolę. Nie lubię czytać o miłości. A jednak nie odłożyłam tej książki. W gruncie rzeczy bardziej od tego zafascynowała mnie cała zagadka z rodem Marconich oraz fakt, że nie wiem, o co chodzi w tej książce. Biorąc pod uwagę całą treść, dalej nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego akurat Rafał miewał takie sny, wspomnienia, uczucia...Dlaczego w ogóle je miewał? Skąd wzięło się to wszystko? On przecież nie znał tych ludzi, nie był z nimi związany, a jednak coś się wydarzyło, że ich poznał... 

"Was, Marconich, kochają wszyscy, ale tej miłości nie wystarczy, by kochać po śmierci." 

Tak, dla mnie wszystko musi mieć jakiś sens. Nie, nie twierdzę, iż ta książka go nie posiada. Jest po prostu... inna. Pozwala zatracić nam się w miłości Marco do Ani, jak i samej Wenecji. To w tym rzecz. To na tym czytelnik powinien się skupić. Opisy miejsc są tak dokładne, że spokojnie możemy wyobrazić sobie, gdzie w danym momencie znajdują się bohaterowie. Nieco gorzej wypadają dialogi, w których autorka chciała wyrazić swoje zdanie na dany temat. Ogólnie zamysł był naprawdę dobry, jednak umieściła to w złym miejscu. Ale jak już wspominałam, nie na tym trzeba się skupić. "Déjà vu" ma oddawać piękno tego świata, piękno miłości i Wenecji. Ma również skłaniać ludzi do zastanowienia się nad etyką lekarską i postawienia się w sytuacji lekarzy przed podjęciem ważnej decyzji. Jestem pewna, że nie tylko ja zastanawiałam się, jak postąpiłabym w takiej a nie innej sytuacji. Najbardziej zaintrygował mnie temat Patientenverfügungen. Domyślam się, że każdy z nas miałby jakieś zdanie na temat tego, czy człowiek powinien nosić przy sobie jakiś dokument, w którym napisane jest czy w razie wypadku zgadza się na reanimację, przeprowadzenie inhalacji, etc. Ja osobiście miałam zdanie odmienne od zaprezentowanego w książce. I w tym miejscu chciałabym Was zapytać o to zdanie - jesteście za tym, że człowiek wybiera śmierć niż życie, a lekarze są bezbronni wobec jego woli? 

Jeśli zaś chodzi o całość powieści  - wciągnęła mnie, ale w pełni nie oczarowała. To fakt, zżyłam się z bohaterami i teraz nadal chodzą mi w głowie ze swoimi historiami, jednak jako iż nie jestem człowiekiem emocjonalnym, nie potrafię zżyć się z opisaną historią. I to nie jest wina książki, bo widzę po opiniach czytelników, że są pod wrażeniem. Dla mnie to pozycja naprawdę dobra, ale nie rewelacyjna. 8/10

Tutaj można odwiedzić stronę autorki: Jolanta Kosowska

Powiem Wam jeszcze, że non stop w głowie nucę sobie włoskie piosenki, mimo że w ogóle nie znam tego języka. :) 

* * * 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu:

5 komentarzy:

  1. Raczej nie sięgnę, rzadko takie książki czytuję... No chyba, że gdzieś kiedyś pożyczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się okładka średnio podoba, a po drugie nie czytam tego typu książek.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wiesz, od tych, którzy odchodzą, też można się wiele nauczyć."
    Świetny cytat :) Ja z chęcią bym przeczytała

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaintrygowała mnie ta książka. Fabuła wydaje się być ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się okładka cudna :) Jednak sama ksiażka mnie do siebie nie przekonała, chyba spasuję.

    OdpowiedzUsuń