Rose
Chłodny podmuch wiatru wdarł się do pomieszczenia przez
szczeliny, będące dziełem spróchniałego drewna. Zważając na wysoką temperaturę
nikt nawet nie poczuł nikłego wiaterku, który za wszelką cenę próbował przykuć
uwagę którejś osoby. Jedna z nich w końcu odwróciła głowę w stronę okna, jednak
nie z powodu ochłodzenia. Pół naga dziewczyna z opadającymi na twarz
przetłuszczonymi włosami miała dość patrzenia na swojego oprawcę, który nie
spuszczał z niej wzroku. Cały czas czuła jego spojrzenie na swoim ciele.
Słyszała jego przyśpieszony oddech. Miała wrażenie, że dotyka ją w różnych
miejscach, nawet gdy tego nie robił. Ciarki na skórze pojawiały się przy każdym
najmniejszym ruchu mężczyzny. Chciała, aby w końcu dał jej spokój. Chciała móc
przestać patrzeć na tą grubą twarz, pełne pożądania oczy i wilgotne od śliny
kąciki ust. Nie była w stanie dłużej znosić tego widoku. Widział to. Nie musiał
być bardzo inteligentny, aby to zauważyć. Od początku wiedział, że nadejdzie
moment, kiedy zacznie ją brzydzić. Wtedy będzie stawiać większy opór, co jego
będzie podniecać. Uwielbiał takie gry.
Nie przedstawił się, zdradził jedynie swój pseudonim. Nie
powiedział, gdzie mieszka, ani czym się zajmuje. Niewiele zdradził o swoich
zainteresowaniach, o rodzinie wcale nie wspomniał. Chciał zostać anonimowy w
takim stopniu, w jakim było to możliwe. Nie dlatego, że ktoś mógłby wykorzystać
informacje o nim przeciwko niemu. Po prostu nie lubił opowiadać o sobie.
Fascynowało go natomiast słuchanie ludzi. Przy każdej nawet najkrótszej
rozmowie miał wrażenie, że zabiera danej osobie kawałek jej tożsamości i
umieszcza w wyspecjalizowanej biblioteczce z tysiącami folderów. Podczas
zwykłych konwersacji dowiadywał się zbyt mało, aby przyporządkować coś do danej
kategorii, więc jeśli jednostka zainteresowała go swoim charakterem,
przystępował do dalszej analizy. Zazwyczaj starał się jak najbardziej
zaznajomić z Wybrańcem, jednocześnie nie wchodząc w żadne kontakty. Umiał
manipulować słowami w taki sposób, że gdy ktoś myślał, iż wie o nim wszystko, w
rzeczywistości nie wiedział niczego, z czego oczywiście nie zdawał sobie
sprawy. Mężczyzna nie popełniał błędów, zawsze miał wszystko opracowane do
perfekcji. Zanim zabrał się za realizację danego punktu ze swojego planu,
analizował go z każdej strony. Nie mógł dopuścić do żadnej pomyłki i stracić
czasu na jej poprawianie. Jego skrupulatności niejeden mógłby zazdrościć.
Tym razem było jednak inaczej. Pierwszy raz w życiu nie
potrafił pohamować swojej żądzy. Wiedział, że to jej wina. To ona doprowadziła
siebie do takiego wyglądu. Na początku starał się nie zwracać na to uwagi i
manipulować jej umysłem tak, jak robił to zawsze. W punkcie kulminacyjnym jego
planu stało się coś, czego nie przewidział. Zapragnął jej. Nie pragnął Rose tak
jak mąż żony. Pragnął jej ciała. Po prostu ciała. Widząc kształtne piersi,
falujące przy każdym kroku, krągłe pośladki, szczupłe nogi, nie był w stanie
pohamować erekcji. Żadna z tanich prostytutek nie była w stanie go zaspokoić;
przy każdym stosunku widział twarz młodej, silnej Rose. Widział ją wszędzie.
Nie wystarczały mu nawet rozmowy z nią, chciał czegoś więcej. Pragnął
rozładować napięcie. Wmawiał sobie, że nigdy nie dojdzie do zbliżenia, że nie
da zawładnąć swoim umysłem zwykłym ludzkim emocjom. W głębi duszy wiedział
jednak, że się okłamuje. Dziewczyna potrafi namotać mężczyznom w głowie.
Zupełnie jak jej matka. Niewątpliwie Rose odziedziczyła po niej urodę. Po ojcu
poniekąd również, chociaż Rose tego nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć – jej
matka była dziwką, nie potrafiącą utrzymać żadnego związku, więc mąż od niej
odszedł. Ale nigdy nie zapomniał.
Uprowadził ją, chociaż on by tak tego nie nazwał. Poszła
z nim z własnej woli. Chciała tego. Ufała mu. Ufała mu do tego stopnia, że w
ułamku sekundy mogła go znienawidzić. Tak jak w tamtym momencie. Od jedenastu
minut patrzyła na brudne szyby, zasłaniające krajobraz rozciągający się za
oknem. Łaknęła świeżego powietrza i wiatru we włosach. Gdyby mogła mówić,
wygarnęłaby mu wszystko, co o nim myśli, lecz taśma uniemożliwia ustom
wydobycie choćby najmniejszego dźwięku.
Patrzył na nią obojętnym wzrokiem. W ciągu dwóch tygodniu
zdążył poznać każdy skrawek jej ciała. Wykorzystał ją w inny sposób, niż
planował, ale to również dawało mu satysfakcję. Satysfakcję, która przez
czternaście dni stopniowo ulatniała się, aby zniknąć na dobre. Musiał w końcu
zakończyć. Wiedział, że przez nią będzie miał małe opóźnienie. Nie przejmował
się tym. Rose dała mu wszystko, czego nie dali mu inni ludzie. Był jej
wdzięczny. Ona też powinna okazać tą emocję. W końcu uratował ją od tego
świata. Zrobił to, zanim stała się taka jak matka.
- Rose… - Dziewczyna
wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia, jednak nie odwróciła głowy w stronę
rozmówcy. – Jest mi naprawdę przykro, że tak to się potoczyło… - Przejechał palcami
po włosach dziewczyny. – Uwierz, nie chciałem zrobić ci krzywdy. Zostałaś
wybrana. Powinnaś cieszyć się z tego przywileju. Powinnaś być mi wdzięczna, że
zmieniłem twoje życie. Uratowałem cię. Teraz wydaje ci się, że przeżyłaś
koszmar. Ale dzięki temu stałaś się jeszcze silniejsza. Możesz więcej. Od tej
pory nie jesteś zwykłą, szarą uczennicą gimnazjum. Od tej pory jesteś Rose
Marshall, z którą nie wolno zadzierać. Wciąż wątpisz z siebie? Zaraz stąd
wyjdziesz. – Rose odwróciła się w jego stronę i wzrokiem pełnym nadziei
spojrzała w niebieskie oczy człowieka, którego uważała za przyjaciela. - Na początku odrzucisz od siebie wszystkich.
Potem jednak zdasz sobie sprawę, że ludzie są ci potrzebni. Po co? Dla celów
własnych. Nie będziesz przejmowała się ich uczuciami czy potrzebami. Będziesz
liczyła się tylko ty. Tak, staniesz się egoistką. Ale wyjdzie ci to na dobre.
Zaczniesz zdawać sobie sprawę, że jesteś lepsza od nich. Oni to zauważą, a
wtedy twoje ego podniesie się jeszcze bardziej. Sprawi ci to przyjemność.
Widzisz, Rose? Będziesz taka jak ja.
Po policzkach dziewczyny
zaczęły płynąć łzy. Patrzyła na niego szklanymi oczyma, chcąc jak najszybciej
znaleźć się poza obszarem tego miejsca. Wiedział, że przedłużając swoją mowę,
wywoływał w niej większą ekscytację i zwątpienie zarazem. Nie było mu jej
szkoda. Nie pomyślał nawet, aby spróbować okazać jakieś uczucia.
- Wiem, że pragniesz się
stąd wydostać. I zaraz się wydostaniesz. Jednak musisz przejść jeszcze jedną
fazę testową. Tak, tego nie było w planie, lecz stwierdziłem, że dla ciebie
zrobię wyjątek. Nie musisz się bać. Sprawdzę jedynie twoją odporność. Sprawdzę,
czy jesteś gotowa. Przecież zostałaś Wybrańcem, a Wybrańcy nie mogą być słabi.
Zauważył, że dziewczyna
cała drży. Chciał się uśmiechnąć, lecz jego umysł stanowczo odmówił. Nie byłoby
to odpowiednie w tamtym momencie.
Wstał z twardego krzesła, na którym spędził ostatnie
kilka godzin i wyciągnął rękę w kierunku Rose. Z początku odwróciła głowę,
jednak po kilku sekundach zwróciła ją z powrotem w stronę mężczyzny.
- Wiedziałem, że dasz radę
– odezwał się z uśmiechem, gdy Rose podała mu dłoń i ustała na prostych nogach.
– Podejdź do tamtych drzwi… Nie musisz się bać, skarbie. Nie zrobię ci krzywdy.
Chwiejnym krokiem podeszła
do wskazanego miejsca. Mężczyzna powiedział, aby pociągnęła za klamkę. Zrobiła
to. Wiedziała, że nie ma wyboru. Kiedy tylko usłyszała skrzypnięcie, drzwi
otworzyły się na oścież. W pierwszym momencie nie widziała nic – ciemność
panująca w małym pomieszczeniu, będącym kiedyś łazienką, uniemożliwiała jej to.
Kiedy jednak jej oczy przyzwyczaiły się do mroku, a mężczyzna przysunął twarz
do jej ucha tak, że czuła jego oddech, wybuchła płaczem. W pierwszym momencie
gdy poczuła odór, powoli wypełniający pokój, w którym się znajdowała, miała
mdłości. Przeszły one stosunkowo szybko – nie chciała zadławić się własnymi
wymiocinami. Potem zapragnęła uciec. Zapaść się pod ziemię. Nigdy nie widziała
ludzkich zwłok, nie spodziewała się nawet, że można doprowadzić kogoś do
takiego stanu. Wszystkie wnętrzności były na wierzchu, dookoła widniała
zaschnięta już krew. Więcej nie widziała. Cofnęła się, wpadając na mężczyznę,
który wciąż stał w tym samym miejscu. Odwróciła się, patrząc na niego szklanym
wzrokiem. Nie rozpoznała ciała – było to niemożliwe. Zastanawiał się, jak długo
jeszcze wytrzyma. Uśmiechnął się szyderczo. Nie była w stanie dłużej utrzymać
świadomości. Bezwładnie osunęła się na podłogę, wydobywając z siebie ostatni
szloch.
- Długo starałaś się być
silna – szepnął, schyliwszy się. – Twoja rodzicielka również próbowała nie
okazywać emocji, ale przegrała. Nie przeszła. Była słaba. Nadzieją ją zgubiła. Ale
ty dasz radę i naprawdę kiedyś stąd wyjdziesz. Za jakiś czas ponownie spojrzysz
na zwłoki swojej ukochanej mamusi, które wciąż tu będą… A tatuś pozwoli ci w
spokoju na nie popatrzeć, tworząc z ciebie nową Rose.
* * *
Opowiadanie pisane jakiś czas temu. Wydaje mi się, że arcydziełem nie jest, jednak opinie pozostawiam wam! ;)