sobota, 27 lipca 2013

Fanpage

W gruncie rzeczy nie myślałam, aby kiedyś zabrać się do stworzenia fanpage'a bloga, jednak Ania jakoś mnie do tego zmotywowała. Tak więc od kilku minut macie możliwość przez fb na bieżącą dowiadywać się o postach na moim blogu lub innych sprawach. Zachęcam do odwiedzania mej strony! ;]

https://www.facebook.com/zaslodkakawa 

PS. U was też dzisiaj wyszło słońce i jest niezmiernie gorąco? 

piątek, 26 lipca 2013

38. Najczarniejszy strach - Harlan Coben






wydawnictwo: Albatros
data wydania: 2009r.
tytuł oryginalny: Darkest Fear
ilość stron: 396



„(...) kłamstwa są jak wzbierające wrzody. Możesz odsuwać je od siebie. Możesz zamykać je w skrzyniach i zakopywać w ziemi. W końcu jednak przeżerają wieka trumien. Wygrzebują się z grobów. Mogą spać całymi latami. Ale zawsze się budzą. Wypoczęte, mocniejsze, jeszcze bardziej podstępne i zdradliwe. Kłamstwa zabijają.”

Są takie książki, które zachwycają. Są takie, które wywołują mieszane emocje. Są też takie, które nie zasługują na większą uwagę. Jako iż jest to kolejna pozycja z cyklu o Myronie, powinna mnie powalić na kolana i to dosłownie. Przecież Myron wraz z Winem mają świetne riposty. Nieźle wychodzą z różnych sytuacji. Wpadają w tarapaty i wymyślają różne teorie, co nie jest nudne. Ponadto tytuły książek nie są byle jakie, a intrygują... Ale... 

Zawiodłam się. 

Bardzo. 

Zawiodłam i zanudziłam. 

„- Czego się boisz najbardziej? - szepce głos - zamknij oczy i wyobraź sobie najczarniejszy strach. Widzisz? Czujesz? Najgorszą udrękę dostępną wyobraźni? - Tak- mówię po dłuższym milczeniu. - Dobrze. A teraz wyobraź sobie coś gorszego, coś znacznie, znacznie gorszego..."

To nie jest tak, że cała książka jest do bani. Nie. Pomysł jak zawsze mi się podoba. Coben porusza wiele wątków, łączy je, miesza czytelnikowi w głowie... Miesza za bardzo. Na samym początku jeszcze wiedziałam o co chodzi. W połowie też. Pod koniec zaczęłam się gubić. I nudzić. Książka stała się tak monotonna, że myślałam, iż nigdy jej nie skończę. To źle, bardzo źle. Nigdy bym nie pomyślała, że powieść mojego ulubionego autora zanudzi mnie do tego stopnia. Fakt faktem na koniec okazuje się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała, jednak zostało to opisane w dosyć nudny sposób. Za długo autor starał się zwodzić czytelnika, co nie wpłynęło korzystnie na całokształt powieści. 

Brakowało mi hamskich odzywek Myrona lub Wina. Tak, pojawiały się gdzieniegdzie, jednak jak dla mnie było ich za mało. Nie pojawiło się nic na tyle ciekawego, bym śmiała się pod nosem czy wspominała jakiś tekst dłużej niż sekundę. A to powinno się pojawić. Według mnie jest to duży atut innych powieści z Myronem. 

Postaci jak zawsze takie same, mało wyraziste, pozbawione emocji, suche. Do tej pory nie zwracałam na to uwagi, ponieważ liczyła się sama treść, która nie pozwoliła głębiej zastanowić się nad innymi aspektami. Akcja toczy się szybko, to fakt, jednak brakuje tej dynamiki, którą Coben obdarzał inne powieści. 

Właśnie, o czym w ogóle jest ta książka? Cytując LC:

Na Myrona jak grom spada wiadomość, że ma nieślubnego syna, którego istnienia nawet nie podejrzewał. Co więcej, Jeremy choruje na rzadką odmianę białaczki - by go uratować, konieczny jest przeszczep szpiku kostnego. Niestety, jedyny zarejestrowany dawca, niejaki Taylor, przepadł bez śladu. Myron ustala jego prawdziwe nazwisko - Lex. Ale Lex jest nieuchwytny, a podający się za niego człowiek przez telefon każe mu pożegnać się z chłopcem. Powtarza przy tym maniakalnie "siej ziarno". Siej Ziarno to przydomek seryjnego porywacza i mordercy opisanego w serii artykułów przez Stana Gobbsa - dziennikarza, którego media i FBI oskarżyły o fabrykowanie informacji. Są na to niepodważalne dowody. Czy rzekomy zabójca i dawca to jedna i ta sama osoba?
Mało interesujące, czyż nie? Jeśli ktoś jest fanem Cobena - może przeczytać tą pozycję. Jeśli nie - może ją sobie darować. Mam mieszane uczucia, dlatego daję 5/10.

poniedziałek, 22 lipca 2013

37. Psychoza - Robert Bloch






wydawnictwo: Książnica 
data wydania: 2008r. (data przybliżona) 
ilość stron: 160
okładka: miękka



„Nienawidzisz ludzi, bo boisz się ich, prawda? Zawsze się ich bałeś, od małego. Wolałeś siedzieć przy lampie i czytać. Robiłeś to już 30 lat temu i robisz to nadal. Chowasz się za okładkami książek.” 


Motel na odludziu. Ustronne miejsce, idealne do zatrzymania się, by odpocząć w czasie dłuższej jazdy. Norman Bates zajmuje się motelem. Nie jest mężczyzną odważnym, nigdy się nie ożenił, ludzie określali go jako mamisynka. Pewnego wieczoru przyjeżdża dziewczyna, która szuka pokoju na noc. Norman chętnie jej go wynajmuje i widząc, że dziewczyna przejechała kawał drogi, jest zmarznięta i głodna, zaprasza ją na kolację do domu na wzgórzu. Po posiłku dziewczyna udaje się do swojego pokoju, którego już nigdy nie upuści żywa. 
Nikogo nie było w motelu.
Nikt nie przejeżdżał tamtą drogą. 
Panowała cisza. 
Norman nie mógł tego zrobić. 
Norman był zbyt nieśmiały, aby odważyć się popełnić morderstwo. 

Czytałam tą książkę już jakiś czas temu i dokładnie pamiętam, że wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Jednak jak to z moją pamięcią bywa, szybko zapomniałam jej fabułę, więc postanowiłam jeszcze raz zaznajomić się z "Psychozą". Muszę przyznać, że za pierwszym razem chyba podobała mi się bardziej, ale to tylko dlatego, iż nie byłam jeszcze "doświadczona" w czytaniu. Teraz, po przeczytaniu mnóstwa kryminałów, wywarła na mnie jedynie dobre wrażenie. 

"... morderstwo to przecież okropna rzecz i nawet jeśli jest się trochę nienormalnym, można zdawać sobie z tego sprawę. "

Cała fabuła jest ogółem interesująca i zagmatwana. Autor bardzo dobrze tworzy intrygę, myli czytelnika, nasuwa mu mylne wnioski. Pod względem pomysłu jestem mile zaskoczona - naprawdę udała się Blochowi ta książka. Nie jest ona jednak aż tak dopracowana i aż tak dobrze napisana, abym była z niej zachwycona.    Opisy czasami są nużące i nie trzymają w napięciu tak, jakbym oczekiwała. Postaci były słqbo opisane i wszystkie takie same. 

Mimo wszystko jednak książka mi się podobała i na pewno muszę obejrzeć film. 7/10

sobota, 20 lipca 2013

36. Giń - Hanna Winter





wydawnictwo: Fabryka Słów 
data wydania: październik 2012r. 
tytuł oryginalny: Stirb 
ilość stron: 291




A więc to ty. Ty nie mordujesz na tle seksualnym. Dlatego przy innych ofiarach również nie znaleziono śladów spermy ani lateksu. Ty po prostu bawisz się strachem swoich ofiar. Twoja nienawiść wykracza daleko poza aspekt seksualny. 

Ile razy siedzieliście do późna albo nawet do rana, by tylko skończyć zaczętą powieść? Czasami po jej skończeniu myśleliście, że nie była warta męczenia oczu. Czasami nie mogliście spać, ponieważ losy bohaterów nadal krążyły wam w głowie. Jak było z powieścią pani Winter, po którą sięgnęłam ze względu na zachęcającą okładkę? Hmm.

Udając, że walczy o życie, objął smukłą talię kobiety lewą ręką, jakby chciał się wesprzeć. Prawą dźgnął błyskawicznie. Jeden raz. Drugi. Prosto w brzuch. I zanim się spostrzegła, zaciągnął ją do busa…

Już pierwsze zdania sprawiły, że zaczęłam wierzyć w dobry wybór książki. Od samego początku coś się dzieje - niby nie wiemy, jaki to będzie miało związek z kolejnymi zdarzeniami, ale jednocześnie mamy jakieś wyobrażenie. Z coraz większą ciekawością pożeramy kolejne linijki, chcąc złapać rytm powieści. Wprowadzenie w świat doskonałego wręcz zabójcy zaintrygowało nas. Kiedy poznajemy Larę - kobietę po trzydziestce - zastanawiamy się, co stanie się z nią. I jej córką. I kawiarnią.

Nie spodziewałam się przeczytać rewelacyjnej książki, jednak... pomyliłam się! Myślałam, że jest to zwykły thriller, który nie wniesie do mojego życia nic nowego. Myliłam się. Kończąc tą powieść o drugiej w nocy zaczęłam się bać, że gdzieś na mnie też może polować jakiś szaleniec. Obawy oczywiście szybko minęły, jednakże książka musiała być naprawdę dobrze napisana, skoro dotąd żadna nie wywołała u mnie takich emocji. Jestem pod wrażeniem. Nawet wielkim.

Książka zaczyna się od opisu z perspektywy mężczyzny. Potem poznajemy Larę. A potem znowu jego. Opisy są wymieszane, co sprawia, że książka jest jeszcze bardziej interesująca. Autorka bardzo dobrze wykreowała wszystkie postaci, bardzo dobrze wszystko opisała. Fabułę również stworzyła niesamowicie zawiłą! Przez chwilę przemknęło mi nawet przez myśl, że ta książka jest lepsza od powieści Cobena, lecz szybko stwierdziłam, że jednak ustawiłabym autorów na tej samej pozycji. Hanna Winter podobnie jak Coben miesza wątki, wprowadza nas w błąd i zaskakuje na samym końcu. Zastanawiam się, ile wysiłku trzeba włożyć w wymyślenie takiej fabuły, a potem jej dobre skonstruowanie...

- Ty... ty nas zabijesz, prawda?

Przy tej książce nie można się nudzić. Według mnie jest to naprawdę dobra pozycja, idealna dla fanów kryminału. Nikt się nie połapie, o co tu chodzi. Nawet, jeśli będzie myślał, że wszystko się wyjaśniło. Autorka lubi zaskakiwać.
Książka nie jest jednak idealna. Znalazłam pewne niezgodności w treści, lecz nie są one znaczące. Mimo wszystko daję 9/10. Naprawdę warto sięgnąć po "Giń". Mam nadzieję, że kolejne powieści Winter okażą się równie dobre, jak owa.

wtorek, 16 lipca 2013

35. Pozwól mi odejść - Laurence McDaniel





wydawnictwo: Lucky 
data wydania: 10 października 2008r. 
tytuł oryginalny: Letting go of Lisa 
ilość stron: 160
okładka: miękka



Czasami, będąc w bibliotece, nachodzi taka ochota, by przeczytać coś, co się już kiedyś czytało. Czytelnik dokładnie pamięta cała fabułę danej książki, jednak mimo to po nią sięga.
Tak samo było z "Pozwól mi odejść". Pierwszy raz miałam ją w ręku, kiedy zaczynałam swoją przygodę z czytaniem, czyli jakieś 3 lata temu. Już wtedy bardzo mi się spodobała, nic dziwnego więc, że znów ją przeczytałam.

Już na początku poznajemy Ethana Malone, który ma przed sobą pierwszy dzień w szkole. Dotychczas uczył się w domu, więc wielki budynek, tłum ludzi i przeraźliwy hałas jest dla niego czymś nowym. Ma małe obawy, czy przystosuje się do otoczenia, lecz ego przyjaciel, Skit, dodaje mu otuchy. Nieco później Ethan zauważa dziewczynę, która jest dla nikogo nieosiągalna. Podoba się każdemu - Ethanowi również. Sądzi, że nie ma u niej szans, że ona nawet na niego nie spojrzy. Pomimo takiego przekonania z czasem zaczyna z nią rozmawiać. Na początku są to krótkie wymiany zdań, które  z czasem przeradzają się w dłuższe rozmowy. Lisa jednak wciąż jest niedostępna i Ethan dopiero po jakimś czasie dowie się dlaczego...

Mogłoby się wydawać, że jest to typowa młodzieżówka z wątkiem miłosnym. W końcu mamy tu nowego w szkole chłopaka, szarą myszkę, popychadło, któremu podoba się szkolna piękność. On nie robi sobie nadziei, lecz i tak zaczynają się spotykać. Kto już tego nie widział, nie czytał? Chyba każdy. Tu jednak jest coś innego. Ta książka nie kończy się happy endem, nie ma tu słodkich, miłosnych scen i rozżalania się nad tym, jaki ktoś jest kochany. Tu mamy prawdziwe życie, miłość, problemy, choroby... "Pozwól mi odejść" pokazuje nam, że jednak nie wszystko jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać.

Pomimo iż książkę darzę sentymentem i uważam ją za pozycję godną przeczytania, to muszę też wspomnieć o wadach. Wiem, że autorka nie miała zamiaru pisać długiej powieści, jednak może gdyby ją nieco rozbudowała, dodała więcej opisów (szczególnie uczuć), w jakiś sposób wzbogaciłoby to jej treść. Ponadto nie wiem dlaczego pojawiły się tam literówki, przy których trochę chciało mi się śmiać.

Książkę polecę oczywiście osobom w młodym wieku. Jak dla mnie 8/10.

poniedziałek, 15 lipca 2013

34. Demontaż - Szymon Chudyk






wydawnictwo: Novae Res 
data wydania: 16 czerwca 2013r. 
ilość stron: 408 
okładka: miękka 



Hellert był człowiekiem, którego zaliczyć możemy do mieszczących się w tak zwanej normie. Posiadał nawet cechy postrzegane w społeczeństwie jako zalety – był wykształcony, inteligentny, łatwo dostrzegał wielotorowe powiązania między skutkami i przyczynami. Napędzała go ciekawość, najskuteczniejsze paliwo intelektualne. Inną rzeczą jest, gdzie ową ciekawość ulokował…

Czytając ten kawałek, pomyślałam sobie: O! Zapewne czarny charakter, na pewno mi się spodoba. I w gruncie rzeczy niewiele się pomyliłam. Hellert nie spodobał mi się. Autor nie postarał się zrobić z niego postać, która przypadnie do gustu. Owszem, jest czarnym charakterem, a ja takich bohaterów lubię, jednak nieumiejętnie go skonstruował. Więcej było opisów jego czynów niż jego samego. Tak, te czyny też są odzwierciedleniem jego osobowości, lecz i tak czegoś tu zabrakło. 

Dzień, w którym uprowadzono Sema wraz z żoną i córką, stał się punktem zwrotnym całego ich życia. Porywacz o nazwisku Hellert i jego pomocnik, Ed, nie ukrywają swojej tożsamości, nie ukrywają twarzy, od razu przystępują do eksperymentu, który jest celem porwania. Stopniowo dowiadujemy się, na czym ów eksperyment polega. Rozwój sytuacji jest przerażający, a położenie Sema, którego odseparowano od Anny i Talii, pogarsza się z każdą godziną. Hellert spokojnym, wręcz przyjaznym tonem wyjaśnia mu zasady demontażu. Pomimo że Sem jest skrępowany i bezsilny, wszystko zależeć będzie od jego decyzji, do której Hellert ściśle się zastosuje.

"Stopniowo" to jednocześnie dobre i złe słowo. Fakt faktem przez całą powieść dowiadujemy się, o co tak naprawdę chodzi, a jednocześnie możemy powiedzieć, że wiedzieliśmy o tym już na początku. Czytając ten fragment, zastanawiałam się, o co może chodzić w tej powieści. Byłam zachwycona, że znalazłam książkę idealną dla siebie - eksperymenty na ludziach szczególnie pod kątem manipulacji? Ach, coś dla mnie. 

„Demontaż” jest powieścią sensacyjną, lecz jest także próbą poznania woli i stabilności duchowej człowieka, który poddany zagrożeniu i otoczony złem chce ocalić swoją „normalność”.

Po tym fragmencie chciałam jak najszybciej dorwać tą książkę w swoje ręce. W końcu otrzymałam ją i zaczęłam czytać... 

... a raczej męczyć się. Już od samego początku, od pierwszej kartki, wiedziałam, że książka okaże się klapą. Nie zawsze jest tak, że gdy początek kiepsko się czyta to i całą powieść. Czasami gdzieś w środku coś się dzieje, rozkręca się i jednak można dobrze powiedzieć o czytanej książce. Nie w tym wypadku. Już po trzydziestu stronach zastanawiałam się, jak ja dobrnę do końca. Teoretycznie rzecz biorąc, początek był dosyć ciekawy, ale wszystko zostało opisane zbyt... szybko.  Czas gdy Sam przebywał w sidłach Hellerta śmiało można by było opisać nieco dłużej i dokładniej z większą nutą tajemniczości, co bardziej fascynowałoby czytelnika. Jak dla mnie nawet odrębną książkę można by na podstawie tego napisać. Kiedy tak właśnie czytałam "Demontaż", stwierdziłam, że trzy powieści śmiało można z niej napisać. Trylogia. Wyszłaby naprawdę dobra i jestem pewna, że znalazłaby czytelników. Przygody Sama opisane w 400 stronach są opisane... beznadziejnie. Wszystkie dzieje się szybko, w między czasie przeplatane są jeszcze rozdziały z innych perspektyw, co zupełnie tu nie pasuje i tylko bardziej mąci w głowie czytelnika, ponieważ miejscami nie ma wyraźnego zaznaczenia, że chodzi o coś innego. 

W tej książce pojawiło się również wiele niejasności. Niektóre wątki zostały rozpoczęte, niewyjaśnione i skończone.  Czyżby autor miał dobry pomysł, ale nie potrafił do racjonalne wyjaśnić, by nie okazało się, że pomysł był jednak zły? Być może. A może po prostu chciał jak najszybciej zakończyć daną sytuację i przejść dalej. To też jest możliwe. Dlatego stwierdzam, że autor nie potrzebnie chciał umieścić tyle wątków w jednej książce. 

Postaci w tej książce nie przypadły mi go gustu, były jakieś niemrawe i według mnie wszystkie takie same. Owszem, dało się zauważyć różnice w charakterach, jednak wszystkie oceniam na tym samym poziomie. Niczym się nie wyróżniały z tłumu. Nawet sam główny bohater mi się nie podobał, mimo iż miał cięte riposty, po których przeczytaniu uśmiechałam się pod nosem. Nic więcej nie zapadło mi w pamięć. 

Kolejny świetny, zmarnowany pomysł. Szkoda, że niektórzy autorzy nie potrafią wykorzystać swojego potencjału. Jak dla mnie 3/10

* * * 

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu: 


środa, 10 lipca 2013

33. Umrzeć by stać się sobą - Anita Moorjani







wydawnictwo: Studio Astropsychologii 
data wydania: 2013r. 
ilość stron: 248 
okładka: miękka




  Czasami by naprawdę zacząć żyć najpierw trzeba... otrzeć się o śmierć.


Anita Moorjani była taka jak inni ludzie. Miała męża, pracowała, dbała o dom... Była szczęśliwa. Nie sądziła, że jej szczęście może legnąć w gruzach. Pewnego dnia dowiedziała się, że ma raka. Jak zachowuje się człowiek, kiedy dostaje taką informacje? Mdleje, płacze, rzuca się, mówi, że to nie może być prawda... Ona również tak zareagowała. Nigdy nie spodziewała się, że ta choroba może ją dotknąć. Co prawda bała się jej, lecz nie przyjmowała tego do świadomości. 

Powieść zaczyna się od wczesnych lat życia Anity. Kobieta opowiada nam o swojej rodzinie, tradycjach w jakich się wychowała, prześladowaniach w szkole, problemach osobistych... Anita mimo iż była hinduską, nie chciała być podporządkowana mężowi, nie chciała, aby to rodzice wybrali jej partnera. Broniła swojego zdania, zastanawiając się, gdzie leży prawda. Wiedziała, że nie chce stosować się do zasad swojej religii, lecz takie zachowanie było niedopuszczalne w jej kręgach. Ludzie jej nie rozumieli, nie docierało do nich, jak ktoś może stawiać na swoim, jak w ogóle może robić to KOBIETA. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie rozumiałam tego, iż kobieta ma siedzieć w domu i być podwładną mężczyzny. Nie może mieć własnego zdania, nic. Skąd wzięła się taka kultura, gdzie dopuszcza się dyskryminacje kobiet? Ach, no tak, przecież to kiedyś było normalne... Nie wiem, dlaczego przyjęło się, że płeć piękna jest płcią słabą. Doprawdy, chciałabym się kiedyś dowiedzieć. 

Anita wprowadza nas w historię swojego życia, ukazując jego dobre i złe strony. Pokazuje nam swoje słabości i swoje zalety. Nikt nie jest idealny, ona też nie i stara nam się to uświadomić. 
Przez lata walczyła z chorobą. Kiedy jej stan się pogorszył i zapadła w śpiączkę, lekarze nie dawali Anicie nadziei. Mimo iż kobieta miała zamknięte oczy, jej narządy przestały pracować, a w płucach był płyn, uniemożliwiający oddychanie, ona widziała wszystko, co działo się dookoła niej. Słyszała rozmowy swoich bliskich, rozmowy lekarzy, czuła emocje brata, który był daleko od niej... Wszystko czuła, widziała, rozumiała. Była tam. Ale była również gdzieś indziej, w zupełnie innym świecie. Świecie pełnym radości i braku negatywnych emocji. Czuła się dobrze, będąc tam. I wtedy stanęła przed wyborem - zostać tu czy wrócić. 

Jak można się domyślić, Anita wróciła do świata żywych. Nikt nie wierzył, że kiedykolwiek może z tego wyjść; rak opanował całe jej ciało. Lekarze mówili, że to cud, że żyje. Żaden onkolog nie spotkał się z podobnym przypadkiem. Ona wyzdrowiała dzięki swojej wierze. Tylko tak można to nazwać. 

Zauważyłam, że ludzie utracili zdolność dostrzegania magii życia. 

Anita zmieniła się. Zaczęła zupełnie inaczej postrzegać świat. Cieszyła się, że żyje i jeszcze tyle może zrobić. Chciała pomagać innym i czerpać z życia jak najwięcej. Miała bliskich, którzy ją wspierali. I nadal ma. 

Ta książka idealnie pokazuje nam, iż medycyna nie zawsze jest w stanie nas uzdrowić. To nie leki mają nam pomagać, a wiara. Jeśli boli nas głowa, bierzemy środek przeciwbólowy, mając nadzieję, że pomoże. Wierzymy, że dzięki niemu ból ustąpi. I tak naprawdę nie tabletka nam pomaga, a nasze nastawienie. Anita wiedziała, że nie potrzebuje żadnych medykamentów. Kiedy lekarze przestali je je poddawać, ona również zdrowiała i to w bardzo szybkim tempie. 
Dlaczego warto przeczytać tą pozycję? Chociażby dlatego, aby poznać przeżycia autorki i w jakimś stopniu przeżyć to co ona. I dlatego, by zrozumieć. 

* * * 

Za egzemplarz dziękuję Studiu Astropsychologii

poniedziałek, 1 lipca 2013

32. Bez skrupułów - Harlan Coben






wydawnictwo: Albatros 
data wydania: 23 marca 2012r. 
tytuł oryginalny: Deal Breaker 
ilość stron: 400 
okładka: miękka



  Jestem Kathy. Kathy Culver. Jakiś czas temu zaginęłam. Jedni myślą, że uciekłam z domu, inni sądzą, że mnie porwano i jestem gdzieś przetrzymywana. Niektórzy twierdzą, że nie żyję. Przez półtora roku moja rodzina i policjanci prowadzącą sprawę zastanawiali się, co się ze mną stało. Nawet po ponad roku nie zapomnieli o mnie. Może już nie przeżywali mojego zniknięcia tak intensywnie jak na początku, ale wciąż mieli je w sercu. Nie chciałam, aby tak się stało. Nie chciałam, aby cierpieli. Może i ja sama byłam tego winna. Tak, po części to moja wina, to ja do tego doprowadziłam. Popełniłam wiele błędów, jednak nigdy nie pomyślałabym, że może wyniknąć taka sytuacja.
  Nigdy nie pomyślałabym, że były chłopak mojej siostry włoży tyle wysiłku w tą sprawę. Myron to dobry człowiek i świetny detektyw. Niektóre sprawy zajmują mu więcej czasu, jednak tak czy siak odkrywa prawdę. Szkoda, że rozeszli się z Jessicą, ale najwyraźniej nie było między nimi chemii. Może akurat ta sprawa ich zbliży? W końcu po takim czasie znowu ze sobą rozmawiają...
  Wszystko się poplątało. Nie ma już Kathy. Co z tego, że moje zdjęcie pojawi się w jakimś piśmie i wzbudzi nadzieję, że jednak żyję, jak nie będą w stanie mnie znaleźć? Nie ma już Kathy. Kathy zanikła zanim zniknęła. 

Oświecać trzeba nawet tych, którzy wolą siedzieć w ciemnościach. 

Fani Cobena? Ja, ja! O matko, czy ja znowu o tym piszę? Dobra, kończę powtarzanie w kółko tego samego. I znowu to robię. Okej, koniec. 

Coben potrafi stworzyć niesamowitą intrygę. Coben potrafi tak zamotać wątki, że nikt nie będzie w stanie połapać się, o co chodzi. Coben potrafi... tak, potrafi wiele rzeczy. Pisanie książek jest jedną z nich. "Bez skrupułów" to książka, która wciąga od samego początku. Nie da się ukryć, że najlepiej czyta się serię z Myronem i Winem - ta para jest wyjątkowa; nie da się ich nie lubić. Czytając tą książkę, zastanawiałam się, jak dokładnie wygląda tych dwóch panów - jakoś nie mogę sobie wyobrazić Wina w blond loczkach. Nawet samego Myrona sobie nie wyobrażam. No i wciąż nie rozumiem, dlaczego on tak nie znosi swojego imienia... Chociaż w sumie w innym kraju może i dla nich jest to beznadziejne imię, bo dla mnie wydaje się całkiem normalne. 

- Nie słyszałam, żebyś się skarżył.
- Bo za głośno krzyczałaś. 

Momentami mogłabym powiedzieć, iż jakiś wątek jest niepotrzebny. Wiem, że autor chciał jak najbardziej zmylić czytelnika i wprowadził wiele mylnych tropów, jednak nie wszystko było potrzebne. Po prostu za dużo napakował tego do jednej powieści. Jednak to nie jest duży problem. W owej pozycji nie znalazłam chyba żadnych uchybień. Fabuła interesująca, styl idealny wręcz, aczkolwiek przy 15 książce tego autora nieco schematyczny. Ale cięte riposty Myrona czy Wina nigdy mi się nie znudzą, a wręcz zawsze będę miała uśmiech na twarzy, czytając je. 

Ogólnie? Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Wymyśliłam bardziej drastyczne scenariusze, ale ten wymyślony przez autora również był dobry. 9/10.